Ogrzewanie
Aby nie marznąć, trzeba się ruszać. Ową odwieczną prawdę przypomniałem sobie dzisiaj, gdy po raz kolejny wypuściłem się popołudniową porą na krakowskie ulice. Z nogami nie było problemu – wszak cały czas pracują. Tułów i ręce solidnie zabezpieczone przed zimnem także nie marzły. Profilaktycznie ruszałem palcami stóp, bo ocieplacze na butach powoli dożywają swoich dni. Nieco gorzej było z moim wielkim i krzywym nochalem, który wystając spod kominiarki powoli stawał się wielkim i krzywym soplem. Reszta głowy w zasadzie była dobrze zabezpieczona, ale na wszelki wypadek postanowiłem rozruszać nieco sieć neuronów w celu dogrzania organu znajdującego się bezpośrednio pod czerepem. Zwiększyłem zatem transfer w sieci, czyli zacząłem intensywnie myśleć. Tak, tak. Czasami i mnie się to zdarza.
Zacząłem od małej rozgrzewki. „Rozgrzewka” brzmi całkiem nieźle w kontekście temperatury panującej dzisiaj na dworze, czyli na polu. Jąłem zatem roztrząsać banalne tematy aby z czasem przejść do rzeczy bardziej poważnych. Rozważałem różne koncepcje tego, czym zajmuję się w pracy, szukałem w myślach nowych idei, które mógłbym zrealizować. Gdzieś tam pojawił się problem gospodarki a potem polityki. Wreszcie od rzeczy doczesnych zacząłem przechodzić do świata metafizyki i ocierając się o absolut nie miałem bynajmniej wódki na myśli.
Z czasem jednak moje imaginacje stały się surrealistyczne. Miałem oto wrażenie, że jestem wolnym elektronem krążącym po orbicie absurdu wokół jądra nonsensu. Niby wolny, ale tak naprawdę ograniczony mocą praw fizyki, które sprawiają, że nijak nie mogę zboczyć z drogi. Czasem jednak, niczym w Wielkim Zderzaczu Hadronów ten mój świat ulega zagładzie. Jego części latają bezładnie w przestrzeni a część z nich spotkawszy swe przeciwne jestestwa antymaterią zwane ulega anihilacji i znika w otchłani nicości. Ja mam więcej szczęścia, tzn. nadal istnieję i znowu zaczynam krążyć w odbudowanym z trudem mikroświecie.
To bez sensu? Być może. Ale przecież w pewnym momencie niewidzialna siła spowodowała, że wróciłem do domu, chociaż mógłbym jechać jeszcze dalej i dalej…
(Barbakan)
(Pomnik Grunwaldzki)