Popołudniowy maratonik
Kiedyś wspominałem już, że Kraków i jego okolice są miejscem, gdzie trudno znaleźć długie płaskie odcinki, no może z wyjątkiem Wiślanej Trasy Rowerowej. Dominują drogi, które wcześniej czy później zaczynają piąć się w górę by potem nagrodzić nas zjazdem. Dzisiaj, korzystając z pięknej pogody postanowiłem, że nie będę się specjalnie ograniczał ani oszczędzał i postaram się wybrać trasę, która będzie mieć wszystkiego po trochu.
Wyruszyłem z domu. Najpierw Wielicka, następnie Jakubowskiego a potem Kostaneckiego i Obronna. Krótki przejazd Kosocicką i skręt w prawo w Hallera. Tam zaczął się pierwszy podjazd. Na razie byłem na wysokości 256 m. Początek był łagodny, ale już kilkadziesiąt metrów za wiaduktem nad południową obwodnicą Krakowa nachylenie znacząco wzrosło i przez chwilę korzystałam nawet z najmniejszej przedniej tarczy. W trakcie wspinaczki minąłem jeden z krakowskich fortów, które kiedyś stanowiły część Twierdzy Kraków. Dotarłem do ulicy Osterwy aby zaraz potem skręcić w Niebieską i dotrzeć w okolice kościółka w Kosocicach, który wybudowano – zgodnie z ówczesnymi trendami – na szczycie wzgórza. Byłem już na wysokości 309 m, ale to nie był jeszcze koniec. Skręciłem w Sztaudyngera a potem wróciłem na ulicę Osterwy, która pnąc się lub opadając zawiodła mnie do Drogi Rokadowej, na której zaliczyłem szczyt tego etapu, czyli wysokość 334 m. Minąłem kolejny fort i wkrótce dotarłem do Sawiczewskich a tam czekała mnie nagroda w postaci stromego zjazdu do Myślenickiej. Na krótkim odcinku zjechałem z 334 m do 257 m. Skręciłem w prawo i dojechałem do Merkuriusza Polskiego a potem do Kąpielowej. Kolejny raz przejechałem nad obwodnicą i pokonując niewielki podjazd znalazłem się przy Zakopiańskiej.
Przejechałem przez Zakopiańską i znalazłem się na ulicy Fortecznej. Jadąc w kierunku osiedla Kliny, wjechałem w Krygowskiego a potem Korpala. To ślepa ulica, ale niezrażony tym faktem przemknąłem ścieżką wzdłuż pustego o tej porze roku placu zabaw i dotarłem do Komuny Paryskiej. Po kilkuset metrach byłem już na Zawiłej i skręciłem w lewo w stronę Skawiny. Jadąc ulicą Babińskiego minąłem szpital jego imienia. Złośliwi czasem wspominają, że powinienem udać się tam na leczenie…
Skręciłem w ciąg ulic Bunscha, Bobrzyńskiego, Grota-Roweckiego. Następnie skręciłem w Norymberską i dojechałem do Tynieckiej. Po kilkudziesięciu metrach byłem już na wspomnianej na początku Wiślanej Trasie Rowerowej, którą pomknąłem w stronę Tyńca. Po kilku kilometrach dotarłem do toru kajakowego przy Stopniu Wodnym Kościuszko. Tam urządziłem sobie pierwszy i jedyny postój. Po około dziesięciu minutach zacząłem odczuwać chłód a jedynym sposobem na ogrzanie się była dalsza jazda.
Przejechałem przez kładkę rowerową nad Wisłą i znalazłem się na Mirowskiej. Potem, świadomie łamiąc przepisy ruchu drogowego, skręciłem w ulicę Skalną, gdzie zaczął się kolejny tego dnia solidny podjazd. W tym momencie byłem na wysokości 202 m. Jechałem spokojnie w górę i ulicą Dwoma dotarłem do Orlej. Minąłem Księcia Józefa i nadal wspinałem się Orlą. Przejechałem obok posesji śp. Zbigniewa Wassermanna, co można uznać za akcent polityczny tej wycieczki i wciąż piąłem się w górę. „Górska premia” zlokalizowana była w okolicach obserwatorium astronomicznego na wysokości 292 m. Ulicami Zakamycze, Rzepichy i Chełmską dojechałem do ronda pokonując w pionie prawie 60 metrów.
Skręciłem na zachód w ulicę Olszanicką. Po kilku kilometrach znowu przejechałem nad obwodnicą Krakowa i skręciłem w Medweckiego a potem w Na Lotnisko. Nie muszę już chyba uściślać, że w tym momencie byłem w podkrakowskich Balicach i jechałem wzdłuż lotniska. Potem skręciłem na wschód w ulicę Krakowską, która płynnie przeszła w Balicką. Nie zabawiłem na niej długo, bo postanowiłem, że jeszcze nie koniec wspinaczek i skręciłem w Topolową, aby dojechać do Rząski. Ulicami Mostową i Krakowską dojechałem do skrzyżowania z drogą E77 i pojechałem wzdłuż niej w stronę Krakowa. Skręciłem w Katowicką a potem zaliczyłem stromy zjazd na ulicy o wdzięcznej nazwie Zielony Most. Ciągiem ulic Balicka, Bronowicka, Podchorążych i Królewska dojechałem do Placu Inwalidów, a więc byłem już w centrum miasta.
Przez Karmelicką dotarłem do Plant, okrążyłem je i skręciłem w Kopernika. Potem pojechałem Powstania Warszawskiego, Kotlarską, Herlinga-Grudzińskiego, Klimeckiego, Powstańców Wielkopolskich i Powstańców Śląskich. Przejechałem kładką ponad tą ulicą i zamiast grzecznie wrócić do domu postanowiłem, że zaliczę jeszcze jeden podjazd, tym razem w okolice pomnika w Bonarce. Jak pomyślałem, tak uczyniłem a potem ulicą Helmana dojechałem do Kamieńskiego i skręciłem na wschód w stronę domu.
Po kilku kilometrach mogłem się już cieszyć gorącą kąpielą i poczuciem dobrze spędzonego popołudnia.
(Widok na Bielany z okolic Stopnia Wodnego Kościuszko)