Pewnego dnia
One day the sun will shine on you,
Turn all your tears to laughter.
One day your dreams may all come true,
One day the sun will shine on you.
Któregoś dnia słońce zaświeci dla Ciebie,
Zamieni twoje łzy w uśmiech.
Pewnego dnia spełnią się wszystkie Twoje marzenia,
Któregoś dnia słońce zaświeci dla Ciebie.
Piękny był to dzień, ale i smutny zarazem. Piękny, bo mimo zimowego czasu uraczył nas iście wiosenną pogodą. Najpierw słońce na błękitnym niebie a wieczorem światło gwiazd na granatowym sklepieniu ponad Krakowem. Smutny, bo zawsze jakiś rodzaj nostalgii ogarnia mnie, gdy słyszę, że odszedł kolejny bohater mojej młodości. I stąd właśnie tytuł tego postu. Wczoraj zmarł Gary Moore. Jeden z tych, których rozpoznawało się po kilku taktach. Niepowtarzalność stylu odróżnia wielkich od muzycznego plebsu i chyba nikt nie wątpi, że Gary Moore należał właśnie do tych pierwszych. Na szczęście artyści nigdy nie umierają do końca. Ich dusza pozostaje w tym, co stworzyli. Wystarczy włożyć płytę do odtwarzacza…
Nostalgiczna była zatem dzisiejsza przejażdżka. Miejscami wiodła przez miejsca, które były oświetlane jedynie reflektorami przejeżdżających z rzadka samochodów. Jedynym towarzyszem podróży była cisza, przerywana na stromych podjazdach przyspieszonym oddechem. Od czasu do czasu mijałem innych cyklistów, którzy także skorzystali z łaskawości aury i zamienili wygodną kanapę na twarde rowerowe siodełko.
Gdy dojeżdżałem do domu na ciemnym nocnym niebie iskrzyły się gwiazdy. Jestem pewien, że od wczoraj jest ich o jedną więcej...
(Podróż w czasie na krakowskim Kazimierzu)
(Kościół parafialny św. Józefa na Rynku Podgórskim)