Cicha noc
Cicha noc, święta noc,
Pokój niesie ludziom wszem,
A u żłóbka Matka Święta
Czuwa sama uśmiechnięta
Nad dzieciątka snem,
Nad dzieciątka snem.
Od dawna marzyłem, żeby po wigilijnej wieczerzy wskoczyć na rower i uciec w nocną ciszę miasta w poszukiwaniu spokoju, aby znaleźć trochę czasu, by atmosfera świąt gościła nie przy stole lecz tam, gdzie jej miejsce – w sercu. Dzisiaj nareszcie mogłem to zrealizować. Rodzina co prawda wymownym spojrzeniem oceniła stan mojego zdrowia psychicznego, ale oczywiście wcale się tym nie przejąłem.
Miasto rzeczywiście było spokojne, chociaż nie na głównych ulicach, którymi poruszało się całkiem sporo samochodów. Ja jednak wszędzie tam, gdzie to było możliwe korzystałem ze skutków deszczu, który zmył śnieg z większości ścieżek rowerowych. Miałem więc możliwość wyłączenia się z codziennego zgiełku tym bardziej, że nie spotkałem żadnego innego rowerzysty.
Było mokro. Od czasu do czasu musiałem pokonywać głębokie kałuże, które bynajmniej nie były wypełnione wodą lecz… solanką. Ścieżki rowerowe były z kolei pokryte papką złożoną z wody i piasku. Już po kilku kilometrach rower był oblepiony tym wszystkim a co gorsza, skuteczność v-break’ów zdecydowanie się zmniejszyła. Mimo to pokonywałem kolejne kilometry napawając się panującym spokojem.
Czas powoli uciekał i w końcu przyszedł taki moment, w którym postanowiłem, że pora wracać do domu. Moje plany na najbliższe dni powodują, że to ostatnia przejażdżka w tym roku. Mam nadzieję, że na kolejną nie będę czekał do wiosny, tylko już w styczniu rozpocznę nowy sezon.
(Krakowska klasyka czyli Sukiennice)
(Kościół Mariacki)
(Czyżby duchy spacerowały ulicą Floriańską?)
(Orkiestra anielska nieopodal Muzeum Narodowego)