Gorący dzień
Rozochocony powrotem formy, wybrałem się dzisiaj na
kolejną przejażdżkę w „realu”. Dzień był gorący, więc zatankowałem bidony pod
korek i ruszyłem przed siebie. Wybrałem kierunek zachodni, co oznaczało, że
kolejny raz będę walczył z przeciwnym wiatrem, który – to tradycja ostatnich
dni – raczej nie był łagodną bryzą. Jechałem dość mocno, ale starałem się nie
szaleć, bo nie wiedziałem, dokąd mnie poniesie, a istotą rowerowego wypadu jest
to, że trzeba zachować siły na powrót. W tym aspekcie kolejny raz zaprocentowały
treningi. Dzięki nim poznałem swoje możliwości i wiem, z jaką mocą powinienem
jechać, aby zwyczajnie nie „strzelić”. Ktoś może powiedzieć, że to bez sensu, bo
niszczy cały romantyzm i piękno kolarstwa. Zwłaszcza, że nie ma żadnego
uzasadnienia w moim przypadku – nie startuję w zawodach, nie ścigam się, itp.
Tak, to racja. To jest bez sensu, ale mnie to nie przeszkadza. Chyba na
przysłowiowe „stare lata” chcę poznać granice swoich możliwości. A poza tym
jestem niepoprawnym „gadżeciarzem” i lubię nowoczesne zabawki. Sorry.
Wisła w Łączanach.
Ja w Łączanach.