Normalnie mam radochę
Ech, podekscytowany jestem. Nie przypuszczałem, że regularne
treningi na trenażerze są w stanie zmienić tak wiele w stosunkowo krótkim
okresie czasu. A przecież byłem już prawie wypalony, zniechęcony i na skraju rzucenia
tego wszystkiego gdzieś. Tymczasem teraz mam radochę jak mały dzieciak.
Dzisiaj po raz kolejny wsiadłem na mój rower marzeń. Pewnie jeszcze
przez jakiś czas będę go tak nazywał. Nie bacząc na bardzo silny wiatr wybrałem
mocno pagórkowatą trasę. Spodziewałem się, że będzie ciężko, bo przecież wiatr
i wzniesienia. Okazało się jednak, że zupełnie mi to nie przeszkadzało. Z
każdym przejechanym kilometrem cieszyłem się coraz bardziej, a brak „banana” na
twarzy wynikał wyłącznie z faktu, że wraz z nadejściem cieplejszych dni,
przestrzeń zaroiła się od latającego robactwa. Czas mijał, przejechany dystans
rósł, a sił podejrzanie nie ubywało. Jechałem więc dalej i z planowanych
pięćdziesięciu zrobiło się ponad osiemdziesiąt kilometrów. Ale najważniejsze
jest to, że wróciła radość z jazdy.
Teraz najchętniej jeździłbym codziennie, ale nic za darmo. Muszę z
czegoś żyć i jakoś odpracować ten mój „rower marzeń”. Nic jednak nie stoi na
przeszkodzie, aby regularnie wskakiwać na trenażer i zaliczać kolejne treningi.