Dowód
Jeśli miałbym jakiekolwiek wątpliwości, czy mój wczorajszy
przypływ energii był jednorazowy, to dzisiaj zostały rozwiane w proch i pył. W
pewnym sensie nawet dosłownie, bo wiało okrutnie. Pomimo przeciwieństw natury
meteorologicznej, jechało mi się rewelacyjnie, chociaż duża część mocy szła na
zwalczenie wspomnianego wiatru. A jechałem na wschód, chcąc przetestować część
Wiślanej Trasy Rowerowej od wsi Grabie do Zabierzowa Bocheńskiego. Jadąc po
wałach wiślanych byłem idealnie wystawiony na podmuchy wiatru, więc nie
rozwijałem jakieś ekscytującej prędkości. Co gorsza, gdy już zjechałem z wałów,
byłem tak zmęczony, że pomyślałem, iż „skończyło się rumakowanie”. Ale nie.
Kilka minut spokojnej jazdy i znów byłem silny, zwarty i gotowy. Dojechałem do
Drogi Królewskiej, czyli malowniczej drogi położonej przy skraju Puszczy
Niepołomickiej i skierowałem się w stronę Niepołomic.
Garmin przypomniał mi, że to jeden z moich segmentów. Kiedyś udało
mi się przejechać ten ponad sześciokilometrowy (6430 metrów) odcinek w czasie 11
minut i 33 sekund. Pamiętam, że wtedy jechał z wiatrem. Dzisiaj nie zamierzałem
poprawiać swojego czasu. Byłem już trochę zmęczony, no i ten wiatr, który co
prawda wiał z południa, ale czasem to było dokładnie z południa, a czasem z
południowego zachodu, więc na jego pomoc nie mógłbym liczyć. Ruszyłem więc
swoim tempem, ale na liczniku widziałem, że jestem gorszy tylko o sekundę w tej
wirtualnej potyczce z samym sobą. Pomyślałem, że może jednak warto spróbować,
więc mocniej nacisnąłem na pedały. Jednak po przejechaniu kilkuset metrów
okazało się, że jestem wolniejszy. Dobra, to nie ma sensu – pomyślałem i
zwolniłem. Gdy ponownie spojrzałem na ekran, zobaczyłem, że strata nie rośnie,
a nawet zaczyna się zmniejszać. Zapewne kiedyś po prostu zacząłem słabnąć, a
teraz jechałem równym tempem. Kolejny raz postanowiłem, że spróbuję – a co mi
tam! Pochyliłem się i znów depnąłem mocniej. Zdaje się, że plan treningowy „TT
Tune-Up” przygotował mnie na takie wyzwanie. Z każdą chwilą wyprzedzałem samego
siebie i cały czas byłem w stanie jechać równo, zachowując nawet siły na
końcówkę. Na „kresce” byłem lepszy o 40 sekund i wciąż wiedziałem, jak się
nazywam i gdzie mieszkam. Jeśli chciałem dowodu, że treningi miały sens, to
właśnie go otrzymałem.
Wybaczcie tę ekscytację, ale naprawdę się cieszę. To trochę tak,
gdyby ktoś wmówił Wam, że to już koniec, że teraz będzie już tylko gorzej, a
nagle okazuje się, że to dopiero początek!
Dwa koła na tle Rezerwatu Koło.
W oczekiwaniu na zielone sukno liści.