Burzy nie było
Szamani i wróżbici z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej
przestrzegali przed burzami. Nie uwierzyłem. I bardzo dobrze, bo gdybym przejął
się ich czczym gadaniem, pewnie ograniczyłbym się do beznamiętnego kręcenia po
najbliższej okolicy.
Trasę miałem naprawdę fajną. Najpierw pojechałem do Skawiny, a
następnie drogą 44 dojechałem do Ryczowa. W dzień powszedni unikałbym tego
szlaku jak diabeł święconej wody, ale dzisiaj ruch był umiarkowany i czułem się
bezpiecznie. Z Ryczowa pojechałem do Łączan, a potem pokręciłem się trochę po
wąskich i pustych drogach, aby w końcu dotrzeć do Kwaczały. Tam wjechałem na
kolejną drogę, której normalnie unikam, czyli tym razem na 780. Przejechałem
nieopodal Alwernii, minąłem Porębę Żegoty, Szwaby, Brodła i dotarłem do Liszek,
gdzie mocno wkurzyłem się na kierowcę autobusu Cracow Tours, który uparł się,
aby mnie wyprzedzić i totalnie olał bezpieczną odległość. Takiemu gościowi nie
pozwoliłbym prowadzić nawet kosiarki do trawy…
Ostatni
etap trasy był już spokojny. Bezpiecznie wróciłem do domu. A burzy nie było. I
nie ma nawet teraz, gdy piszę te słowa.