Bezbarwne okolice
Szukając pomysłu na dzisiejszą wyprawę, zwróciłem uwagę na okolice
położone pomiędzy drogą 79 na Sandomierz, a drogą 776 na Proszowice. Nie
pamiętam już, kiedy po raz ostatni odwiedzałem te miejsca. Uznałem więc, że
warto skierować tam koła mojego roweru i szybko zaplanowałem ponad
stukilometrową trasę, której fragment miał wieść przez te okolice.
Początek był dość rutynowy. Nie mogło zresztą być inaczej, skoro
znam chyba każdą drogę w promieniu dwudziestu – trzydziestu kilometrów od domu.
Przejechałem przez Puszczę Niepołomicką do Mikluszowic, a potem bocznymi
drogami o przeróżnej jakości nawierzchni, dotarłem do Niedar, gdzie skręciłem
na wschód. Dojechałem do Ispiny, przejechałem przez wąski most ponad królową
polskich rzek i zameldowałem się w Nowym Brzesku. Tam skończył się rutyna, bo
wkrótce skręciłem na wąskie drogi, łączące tamtejsze wioski i przysiółki.
Zaiste dziwne są te okolice. Mnóstwo tam pagórków, niewysokich,
ale wystarczająco stromych, aby poczuć to w nogach. Jazdę można podsumować krótko,
jako notoryczne góra – dół. Po obu stronach drogi są pola – aż po horyzont.
Niewiele tutaj drzew. Mijane wioski sprawiały przygnębiające wrażenie miejsc jakby
opuszczonych, ale jednak żyjących, chociaż „wegetujących” byłoby chyba lepszym określeniem.
To krajobrazy smutne, przygnebiające, czasem po prostu brzydkie, a to wrażenie potęgowane
było przez setki kilogramów śmieci, bezładnie zaściełających przydrożne rowy.
Alegoria depresji, wizualizacja beznadziei, pustka – takie skojarzenia chodziły
mi po głowie. Czasem trafiałem na jakiś lepszy, bogatszy dom, ale takie artefakty
tylko potęgowały bezbarwny wizerunek tych miejsc. Tutaj Polska nie wygląda
dobrze, przypomina raczej dawno minione czasy socjalistycznej ojczyzny, niźli
prężnie rozwijające się, nowoczesne europejskie państwo. Na jednym ze zdjęć
widać pomnik poświęcony lądowaniu ekipy Cichociemnych wraz z Leopoldem
Okulickim – zaniedbany, brudny, a wokoło śmieci, puszki, butelki po alkoholu.
Na innym zdjęciu zrujnowany budynek szkoły gminnej w Karniowie, przypominający
raczej scenerię horroru. Prawdę mówiąc, było to jedyne miejsce, które na swój
sposób było piękne, urzekające, magiczne. Oczami wyobraźni widziałem odnowiony
budynek w środku pięknego ogrodu…
Dotarłem
do Kocmyrzowa. Tam zmienił się otaczający mnie świat. Dojechałem do Nowej Huty,
a potem spokojnie wróciłem do domu. Zastanawiam się, czy warto będzie spróbować
kiedyś jeszcze raz zawitać w opisane miejsca? Może jednak coś pominąłem? Może pierwsze
wrażenie nie było obiektywne? Może są tam piękne obrazy, które dzisiaj umknęły
mej uwadze…
Zaniedbany pomnik w Wierzbnie…
…a obok niego „nasi tu byli”.
Odrobina zieleni w ogólnej szarości.
Tutaj kiedyś była szkoła.