Ósmego marca
Dzisiaj Dzień Kobiet. Z tej okazji wybrałem się na przejażdżkę,
aby w spokoju zastanowić się nad rolą kobiet we współczesnym świecie. No dobra…
żartowałem. Faktem jednak jest, że gdzieś w zakątkach mojej świadomości
zwizualizowały się na chwilę urodziwe oblicza Mai Włoszczowskiej i Kasi
Niewiadomej. Kończąc ten wątek, pół żartem pół serio chciałem jeszcze zauważyć,
że całkiem sporo komponentów roweru jest rodzaju żeńskiego: rama, kierownica,
manetka, owijka, sztyca, linka, przerzutka, korba, kaseta, szczęka hamulcowa,
opona, dętka, szprycha, piasta, śruba, podkładka… Jest więc co świętować.
A tak w ogóle, to wymieniłem opony. Miałem już dosyć męczarni na
pancernych Continental Mountain King’ach,
więc obręcze zostały obute w Continental Cyclocross Speed. Różnicę zauważyłem natychmiast
i podniecony tym faktem, pomyślałem, że to dobra okazja, aby zrezygnować z
rutyny i nareszcie wyrwać się ze śmierdzącego miasta. Jak pomyślałem, tak
uczyniłem. Wybrałem kierunek południowy, a więc musiałem zmierzyć się z bogactwem
pagórków. Było super, co nawet nieco mnie zdziwiło, bo wczoraj mój Garmin „powiedział”,
że powinienem się regenerować przez… 41 godzin. Żartowniś z niego.
Po
eksploracji pagórów, pagórków, pagóreczków, zawitałem w Skawinie. Nadszedł więc
czas na Tyniec, a następnie na spokojny powrót do domu. Rower w zasadzie jechał
sam, bo wiatr tak mocno smagał mnie po plecach, że gdybym miał żagiel, to w
ogóle nie musiałbym pedałować.
W Tyńcu.
Rany! Dzień Kobiet, a ja nieogolony!
Bliżej zachodu.