Z bólem rąk
Ponad tydzień kwarantanny od roweru doprowadziło mnie do skraju
wytrzymałości nerwowej. Niestety nie potrafiłem się rozdwoić ani roztroić.
Praca, mały remont w mieszkaniu i związana z nim budowa szafy wnękowej,
pochłonęły mnie całkowicie. Ludzie! Budowa roweru to mały pikuś w porównaniu z
szafą. Rower jest lekki, mały, nie trzeba wiercić w nim żadnych dziur. Szafa
jest wielka i ciężka, a na dodatek, aby ją złożyć, musiałem wywiercić ponad
setkę otworów. Coś za coś. Dzięki temu mam mebel, który jest – nie boję się
tego słowa – idealny i kosztował mnie 30% tego, co musiałbym zapłacić tzw.
fachowcom. Ceną był mój czas i… ból rąk. No cóż. Informatyk do pracy fizycznej
przyzwyczajony raczej nie jest, wiek też pewnie zrobił swoje, więc mam teraz
problem z drętwieniem rąk. I tak oto płynnie przechodzę do dzisiejszej
przejażdżki, bo właśnie ręce dawały mi się mocno we znaki. Nijak nie mogłem
znaleźć wygodnej pozycji i prawdę mówiąc, z utęsknieniem czekam na wizytę mojej
urodziwej szwagierki, która jest genialnym fizjoterapeutą.
Na progu Parku Bednarskiego.
Magia popołudnia pośród drzew.
Zdjęcie zrobione całkowicie przypadkowo.