Energia w szarości
Mżawka, wiatr i chłód nie zatrzymały mnie w domu, a wręcz zdopingowały do działania. To nic, że kolejny raz zamierzałem przemierzać doskonale znany świat mojego miasta. Czułem rozpierającą mnie energię i zamierzałem zrobić z tego użytek. Na dworze faktycznie było dość ponuro, a nawet zaryzykowałbym stwierdzenie, że depresyjnie, chociaż mnie zdecydowanie bliżej było do euforii. Wiatr i wilgoć potęgowały uczucie chłodu, ale po kilku kilometrach byłem już wystarczająco rozgrzany, aby zapomnieć o pierwotnie planowanych około dwudziestu pięciu kilometrach i dołożyć piętnaście kolejnych. Prawdę mówiąc, mógłbym jeszcze więcej, ale „zapomniałem” bidonu, co nawet przy tak kiepskiej pogodzie groziło odwodnieniem.