Do Radziszowa i z powrotem
Przed trzecią tegoroczną aktywnością ponownie wymieniłem opony w
rowerze. Na obręczach ponownie zagościły Continentale Cyclocross Speed,
zastępując Mountain King, których czas nadejdzie dopiero wtedy, gdy spadnie
śnieg (mam nadzieję, że nigdy). Zaprojektowałem też sobie trasę w GPS, co zimą
czynię nadzwyczaj rzadko. To eliminuje pierwiastek spontaniczności, ale za to
dodaje element zadania, które trzeba wykonać. Jadąc, w każdym momencie mogę
sprawdzić, ile procent już wykonałem i ile jeszcze pozostało do końca. No i
jeszcze jedno – uciekłem poza miasto.
Zacząłem od Kosocic. Już na pierwszym podjeździe zauważyłem, że
skromna rzeźba bieżnika i zdecydowania niższa waga opon ma znaczenie. Potem
pojechałem do Swoszowic, a stamtąd do Libertowa. Kolejnym celem była Skawina, z
której skierowałem się na południe i wkrótce dojechałem do Radziszowa. Nadal
poruszałem się na południe i dopiero tuż przed skrzyżowaniem z drogą 52
zmieniłem kierunek i pojechałem na północ. Przejechałem przez Wolę Radziszowską,
ponownie przemknąłem przez Radziszów i wkrótce dotarłem do drogi 953. Znowu
dojechałem do Skawiny, gdzie rozpoczął się rutynowy etap powrotu do Krakowa
przez Tyniec.
Rok
temu o tej porze były siarczyste mrozy. Podobnie dwa lata temu. Ten rok
rozpoczął się całkiem nieźle i mam nadzieję, że tak już pozostanie, chociaż do
końca zimy jeszcze bardzo, bardzo daleko.
Martwa Wisła w okolicach Tyńca.