Optymistycznie
Jazda po mieście nie jest moją ulubioną kategorią
wypraw rowerowych, ale są praktycznie jedyną formą aktywności w jesienno-zimowe
popołudnia. Dzisiaj wpadłem na pomysł, że mogę je nieco urozmaicić, wybierając
takie miejsca, w których dawno nie byłem. Zrobiłem więc szybki rachunek sumienia
i okazało się, że całe wieki nie byłem w Nowej Hucie. Dorzuciłem więc Nową Hutę
do planowanej trasy i wyruszyłem. Było tuż po czternastej. Do zachodu słońca
pozostało ponad półtorej godziny, a więc mogłem cieszyć się dniem. Tym
bardziej, że był słoneczny i ciepły. Żałowałem nawet, że nie wymieniłem opon na
bardziej dopasowane do takich warunków. Używanie opon z głębokim bieżnikiem,
przeznaczonych na czas prawdziwej zimy, czyli takiej ze śniegiem, mijało się
dzisiaj z celem i kolejny raz sprawiało, że niepotrzebnie się męczyłem. Mimo to
odczuwałem jakąś wyjątkową frajdę z jazdy. Może to zasługa słońca, a może
typowy dla początku roku optymizm? A może po prostu jestem zwyczajnie
szczęśliwy. I taka odpowiedź najbardziej mi pasuje.
U progu zachodu.