Przerwany sen
Należąc do pierwszego pokolenia mieszkańców budynku, który został
oddany do użytku 13 lat temu, zdążyłem zapomnieć o urokach życia w bloku. Duża
w tym zasługa wyjątkowo spokojnych sąsiadów. Czasem tylko jakieś dzieci urządzą
sobie poranną rekonstrukcję bitwy pod Waterloo, albo usłyszę dźwięki „Carmen”,
dobiegające z mieszkania „pani starszej”, lub ktoś wali tłuczkiem w schab przed
obiadem, ale poza tym jest cicho, spokojnie i bezpiecznie. Niestety dzisiejszego
poranka na tym idyllicznym obrazie pojawiła się plama. Obudził mnie hałas dobiegający
z klatki schodowej i walenie do drzwi mieszkania, które jest wynajmowane przez
gościa, z którym mamy (my, czyli pozostali mieszkańcy) ciągłe problemy. Nieco
zaspany wyszedłem zobaczyć, co się dzieje, a widok ten podziałał na mnie niczym
kubek mega mocnej kawy. Jakkolwiek tabun nastolatków płci obojga, zdających się
gonić bez celu tam i z powrotem sugerował, że impreza sylwestrowa była bardzo
udana, to pozostałe elementy widoku raczej przeczyły tej tezie. Zakrwawione
schody, młode dziewczyny prowadzące chłopaka z rozwaloną głową, wybita szyba w
drzwiach wejściowych oraz odgłosy kopania w drzwi wspomnianego sąsiada, tudzież
towarzyszące temu mało cenzuralne słowa sugerowały, że coś poszło nie tak. Wkrótce
pojawiła się policja i po pewnym czasie wyprowadziła skutego kajdankami
sąsiada. I dopiero wtedy zapadła cisza. Nie opłacało się wracać do łóżka.
Zrobiłem więc to, co każdy szanujący się rowerzysta powinien zrobić w pierwszy
poranek nowego roku – rozpocząłem nowy sezon!
Kraków po sylwestrowej nocy przypominał wymarłe miasto. Samochodów
jak na lekarstwo, ludzi prawie w ogóle. Wszechobecny spokój. W takich warunkach
mogłem cieszyć się jazdą, rozpoczynając kolejny rok rowerowych wyzwań. Tutaj
zapewne powinien nastąpić opis moich planów i zamierzeń, ale niczego takiego
nie mam. Chciałbym po prostu, aby rower nadal był moją pasją, która jest
wspaniałym uzupełnieniem wszystkiego, czym zajmuję się na co dzień. Na przekór metryce
chciałbym dalej przesunąć granice moich możliwości. Marzę też o odkryciu
nowych, wspaniałych tras. Tym razem nie zakładam minimalnego dystansu, bo nie
chcę jeździć dla kilometrów, ale dla przyjemności.
50 noworocznych kilometrów szybko upłynęło. Wróciłem do
rzeczywistości. Wszedłem na klatkę schodową. Nic się nie zmieniło. Pod stopami nadal
brzęczało szkło, a schody straszyły brunatnoczerwonymi plamami. Policja właśnie
kończyła swoją pracę. Błyskał flesz, zapisywały się kolejne kartki protokołu, a
na drzwiach feralnego mieszkania pojawiła się plomba. Jakoś dziwnie zaczął się ten rok.