Plan wykonany
Dojechałem do 8000 km. Prawdę mówiąc, rok temu miałem nadzieję, że
uda mi się zaliczyć kolejne dziesięć tysięcy, ale już od stycznia jakoś się nie
układało. Najpierw długa zima, potem kiepska pogoda, mnóstwo innych obowiązków
i już w połowie roku wiedziałem, że tym razem nie będzie pięciocyfrowego
dystansu. Odczuwam pewien niedosyt, bo jakby nie patrzeć, jest to dystans
krótszy o ponad dwa tysiące kilometrów od ubiegłorocznego. No cóż, nie samym
rowerem żyje człowiek…
Dzisiejsza trasa była łatwa i tylko silny wiatr sprawiał pewien
kłopot. Nie miałem żadnego oryginalnego pomysłu i zamierzałem przejechać tylko
tyle, ile potrzebne było do osiągnięcia zakładanego na ten rok dystansu.
Musiałem pilnować czasu, bo piątkowe popołudnie miałem już zaplanowane i na
aktywność rowerową mogłem przeznaczyć góra dwie godziny. Dlatego poszedłem (pojechałem)
po linii najmniejszego oporu. Najpierw pokręciłem się trochę po okolicy, potem
pojechałem do Kokotowa, a następnie do Brzegów. Stamtąd, jadąc pod wiatr,
dotarłem do Płaszowa, przejechałem kładką nad torami kolejowymi i skręciłem w
stronę domu. Ostatnie kilka kilometrów byłem niesiony wiatrem, więc szybko
zameldowałem się w punkcie startu.
Do końca roku pozostały dwa tygodnie. Licznik kilometrów znów
wystartuje od zera. Będą nowe plany, nowe przygody, nowe wyzwania. Ale to wszystko
dopiero za dwa tygodnie…