Jakby mniej
Nareszcie mogłem uciec z miasta. Za dnia, w pełnym słońcu, w
lekkim wietrze, niezbyt daleko, ale wystarczająco, aby zanurzyć się w świecie
późnojesiennej przyrody. Jest coś fascynującego w obserwowaniu zamierającego
świata, pogrążającego się z wolna w zimnym śnie, zrzucającym bogate kolory i
przyoblekającym się w monochromatyczne obrazy pustki i ciszy. Wiem, że za kilka
miesięcy eksploduje życie, odrodzą się barwy, zapachy i dźwięki. Ale wiem też,
że ten czas będzie się dłużył. Czasem żałuję, że nie mieszkam gdzieś na
południu Europy, ciesząc się przychylnością aury przez cały rok. Ale tylko
czasem. Przecież na co dzień kocham moją Małopolskę, moje podkrakowskie pagórki
i wzgórza, lasy i strumienie. Nawet Kraków kocham, chociaż jakby mniej, bo „dla
serca nieszczególne tu powietrze”, jak śpiewali Grzegorz T. i Andrzej S…
Przedpołudniowe mgły w Zabierzowie.
W drodze…