Jesień w mieście
Miast wykorzystać ładną pogodę, siedziałem w domu i dzieliłem swój
czas pomiędzy programowanie – to lubię i z tego żyję – oraz budowę roweru dla
klienta – to też lubię, ale z tego nie żyję, bo mało kto docenia solidność i
perfekcję, które niestety muszą kosztować nieco więcej. Gdy już uporałem się z
jednym i drugim, nadeszła mglista i dość chłodna sobota. Powiem szczerze – nie
chciało mi się. Ale ja dobrze wiem, że tak to działa: człowiekowi się nie chce,
potem wsiada na rower i nagle okazuje się, że o niczym innym nie marzył. Dlatego
zebrałem się w sobie, dałem żonie całusa i pomknąłem w siną – albo raczej
mleczną – dal. No dobra, z tą „dalą” to może trochę przesadziłem, bo poruszałem
się wyłącznie w obszarze administracyjnym miasta, ale obszar ten jest na tyle
duży, że nie byłem przytłoczony wielkomiejską, betonową przestrzenią. Zresztą
poranek był na tyle smętny, że mało komu chciało się ruszyć przysłowiowe cztery
litery i wyjść z domu. Dystans nie był porażający, prędkość średnia też nie
powala, ale za to udało mi się uchwycić kilka kolejnych obrazów jesieni, która
niepostrzeżenie weszła w fazę ostatnich spadających liści, przypominając, że
już wkrótce głównym motywem obrazów stanie się zimna i mokra nagość drzew.
Mgliste okolice nadwiślańskich łąk.
Park Bednarskiego.
Korony jesiennych drzew.