Skromna „trzydziestka”
Gdzież jest owa słynna „złota polska jesień”? Czyżby ostała się
jedynie w strofach poezji, w barwach na płótnie ręką malarza powołanych do
życia lub na nostalgicznych fotografiach? Gdzież są te cudowne klimaty złota i
brązu, ten szelest liści pod stopami, ten jesienny zapach, to spokojne i
niespieszne przejście od lata do zimy? Nie ma! Przyroda zdaje się działać w
trybie zero-jedynkowym. Piękne, błękitne niebo lub czarne, gęste chmury. Upalnie
lub zimno. Bezwietrznie lub urywa głowę.
Cały tydzień czekałem na piękną jesień i się nie doczekałem. Może
to lenistwo, może to wygoda, ale mając za oknem niezmienny widok kropel
deszczu, nie chciałem opuszczać bezpiecznej domowej przystani. Dopiero dzisiaj wsiadłem
na rower, aby zaliczyć skromne trzydzieści kilometrów – dystans jakże oderwany
od moich letnich standardów. Dobre i to.