Tysięczny raz na trasie
Nadszedł wreszcie ten dzień, gdy po raz tysięczny odkąd prowadzę
moje rowerowe zapiski na tym portalu, wsiadłem na rower i ruszyłem przed siebie
na spotkanie przygody. Także po raz tysięczny skreślam te kilka podsumowujących
słów. Kiedyś myślałem, że z tej okazji pojadę w jakieś niesamowicie ciekawe
miejsce, a potem napiszę coś wyjątkowego i moment ten będę szczególnie
celebrował. Tymczasem było bardzo skromnie i nawet nie zrobiłem żadnego
okolicznościowego zdjęcia. To jednak wcale nie oznacza, że się nie cieszę i że
w meandrach moich myśli nie znalazło się miejsce na spojrzenie wstecz i podsumowanie
mojej pasji.
Gdy w marcu 2010 roku po raz pierwszy i bardzo lakonicznie opisywałem
moją trasę, nie sądziłem, że pasja, która narodziła się ledwie rok wcześniej,
stanie się ważną częścią sposobu na życie. Wtedy szukałem po prostu jakiejś
zdrowej odskoczni od codzienności, ucieczki od zwykłych spraw, zapomnienia o
problemach. Szybko okazało się, że rower to coś więcej. Odkryłem piękno świata,
który choć zawsze był na wyciągnięcie ręki, pozostawał nieznany i tajemniczy.
Obudził się także we mnie duch inżyniera, co sprawiło, że tylko mój pierwszy
rower był kupiony w całości. Każdy następny budowałem sam. I tak to już trwa ósmy
sezon.
Jak już wspomniałem, z okazji „tysięcznego razu” nie wybrałem się
w jakieś „super-hiper-bajer” niesamowite miejsce. Pojechałem po prostu do
Puszczy Niepołomickiej, która niewątpliwie jest wyjątkowa, ale byłem tam już tak
wiele razy, że trudno jest mi ją dzisiaj opisać w nieszablonowy sposób. To
jednak dobre miejsce, aby wrócić myślami do czasów, gdy odkrywałem jej każdą
ścieżkę, ciesząc się wszechobecnym spokojem i ciszą. Dzisiaj puszcza powoli
przygotowuje się na nadejście złotej jesieni. Tu i ówdzie leżą pierwsze liście,
ale na najpiękniejszy czas jesiennej nostalgii trzeba jeszcze trochę poczekać.
Nie raz jeszcze wrócę w to miejsce. Kto wie, może także przy okazji
dwutysięcznego wyjazdu?