Pożegnanie wakacji
Koniec sierpnia, koniec wakacji, coraz krótsze dni i nieuchronnie
zbliżająca się jesień. Pomyślałem, że trzeba godnie pożegnać miniony czas
upalnych dni i zamiast iść na jakąś „płaską” łatwiznę, zaplanowałem sobie
harcowanie po małopolskich górkach.
Na dzień dobry pojechałem do Świątnik Górnych. Kiedyś ten
piętnastokilometrowy odcinek stanowił niezłe wyzwanie, ale od pewnego czasu
stał się dość rutynowy. Jechałem dość spokojnie, bo wiedziałem, że to jest
dopiero preludium kolejnych wyzwań. Potem pojechałem do Gorzkowa, a tam
skręciłem na południe i przemierzając mocno pagórkowaty teren, który nie
pozwalał się nudzić, podążałem w kierunku Myślenic. Niewiele brakowało, abym na
zjeździe we wsi Borzęta pobił osobisty rekord prędkości, ale kierowca busa,
który jechał przede mną, przestraszył się policjantów stojących z radarem w
krzakach i zwolnił. Gdyby nie on, nie tylko pobiłbym rekord, ale miałbym szansę
zapłacić mandat za przekroczenie prędkości, co – nie ukrywam – jest od dawna
moim marzeniem. Za Myślenicami cały czas jechałem na południe. Minąłem Stróża,
Pcim i dojechałem do Lubnia. Droga cały czas pięła się w górę, ale na tym
odcinku nachylenie było bardzo subtelne. Mimo to przekonałem się, że moja
dzisiejsza dieta w żadnej mierze nie była zoptymalizowana pod kątem hasania po
górach. Prawie mnie odcięło, ale na szczęście miałem spory zapas batonów.
Dojechałem do Kasinki Małej i skręciłem w stronę Węglówki. Tam nachylenie
zaczęło osiągać bardziej sensowne wartości. Minąłem Węglówkę i dojechałem do
Kasiny Wielkiej. Skręciłem na północ, rozpoczynając najbardziej stromy fragment
trasy, który jednocześnie miał mnie doprowadzić do najwyższego punktu
dzisiejszej eskapady. Nie było już śladów po wcześniejszym odcięciu, więc
jechało mi się całkiem nieźle. A potem były zjazdy, dużo zjazdów, bardzo dużo
zjazdów, aż do Dobczyc. Odczuwałem już lekkie zmęczenie, a przecież musiałem
jeszcze zaliczyć podjazd do Dziekanowic, potem do Koźmic Małych i wreszcie do
Rożnowej, leżącej tuż przed Wieliczką. Ten ostatni fragment jechałem już dość
wolno, ale przede mną był już tylko ostatni zjazd do Wieliczki i finałowe kilka
kilometrów do domu.
Tak zakończył się mój sierpień i mój wakacyjny czas. Podobno już
jutro czeka nas zmiana pogody, sygnalizując zmierzch lata w nieustannej
wędrówce czasu.
Okolice Kasiny Wielkiej.
Na podjeździe.
Chwila odpoczynku.
Grunt, to być zadowolonym z życia!