Względność czasu
Niedzielne popołudnie. Ciepło, ale nie gorąco. Delikatny wiatr. To
bardzo dobre warunki do jazdy. Planu znów nie mam, ale mam głód jazdy. To
wystarczy. Przygotowania są krótkie , bo nie chcę tracić czasu. Dwa pełne
bidony, dwa batony, portfel, telefon. Gotowe. Czas wyruszyć w drogę.
Na początku jadę w stronę mostu na Wiśle w Niepołomicach. Jeszcze
nie wiem, co zrobię potem. Pomysłów jest kilka, ale każdy z nich zakłada, że
dojadę do skrzyżowania z drogą 79 i tam skręcę albo w lewo, albo w prawo. Nie
mogąc dogadać się z samym sobą, wybieram inne rozwiązanie – pojadę prosto. Cały
czas poruszam się na północ, wciąż dalej i dalej od Krakowa. Mijam Czulice,
Przymiarki, Biórków Mały i Biórków Wielki. Okolica jest pagórkowata, ale nie są
to wymagające wzniesienia. Póki co, krajobrazy nie są zbyt ekscytujące. Brak w
nich romantycznej duszy, głębi, tajemnicy… To wyłącznie moje, subiektywne
odczucia. Patrzę na przesuwającą się mapę na moim Garminie. Zastanawiam się,
jak długo jeszcze mam podążać na północ? Polekarcice, Koniusza, Przesławice,
Niegardów. Wystarczy. Kieruję się na zachód. Już wiem, że dojadę do Słomnik. To
dobrze, bo chociaż pojawiałem się już w tych okolicach, to nigdy nie
przejeżdżałem przez Słomniki.
Zatrzymuję się na krótką chwilę na Słomnickim ryneczku. Tuż obok ruchliwa
droga numer 7, a tutaj spokój, letarg, drzemka małego miasteczka przy wielkiej
trasie. Czas w tym miejscu biegnie tak inaczej, że słowo „biegnie” tutaj nie
pasuje. Ruszam w dalszą drogę. Chcę oczywiście przejechać minimum setkę, więc
nie mogę skierować się najkrótszą drogą w stronę Krakowa. Przez chwilę jadę
„siódemką”. Kiepski pomysł. Duży ruch dużych samochodów, a ja na lekkim
rowerze, miotany podmuchami wiatru. To nie jest odprężenie. Z ulgą skręcam w
drogę 773. Już wiem dokąd się skieruję. Moim celem jest Skała. To oznacza, że
będzie pod górę. Jeszcze nie teraz. Na razie jest płasko, spokojnie i prosto
jak od linijki. Dopiero za Poskwitowem droga zaczyna być bardziej ciekawa.
Zakręty, wzniesienia. Krajobraz też jakby inny. Już nie czuję się obco, a
zaczynam być częścią tego wspaniałego obrazu wymalowanego ręką Boga w chwili
stworzenia. Iwanowice Włościańskie, Nowa Wieś. Cały czas w górę. Tak będzie aż
do samej Skały. A tam znów chwila przerwy. Nie po to, aby odpocząć, ale by znów
znaleźć się w innej czasoprzestrzeni. To kolejne małe miasto na trasie i
kolejne miejsce, gdzie życie zdaje się nie pędzić w szalonym rytmie. Kilka
minut postoju. Kilka zdjęć. Kilka myśli. Czas wracać.
Teraz będzie już łatwo. Skała na górze, Kraków na dole.
Kilkanaście kilometrów z przewagą zjazdów. Zbliża się wieczór, ale słońce wciąż
spogląda na mnie z wysoka. Względność czasu daje znać o sobie. Czym bliżej
metropolii, tym szybciej zdają się obracać jego wskazówki. Wracam do mojej
rzeczywistości. Wracam do mojego miejsca. Wracam do mojego czasu…
W Słomnikach.
W Skale.