Wracam do puszczy
Wczoraj miałem mało czasu i dużo energii, a dzisiaj miałem dużo
czasu i mało energii. Nie mogłem jednak spokojnie pozostać w domu, gdy za oknem
trwa cudowny spektakl spóźnionej wiosny. Faktem jest, że rower miał dzisiaj
konkurenta w postaci… tworzenia sterownika systemowego Windows. Jako
programista starej daty uwielbiam takie niskopoziomowe zabawy, gdzie bylejakość
i niedoświadczenie kończy się wyświetleniem BSOD, czyli „Blue Screen of Death”
(laikom zaś tłumaczę, że niskopoziomowe nie oznacza niskiej jakości, ale poziom
działania programu w systemie operacyjnym). Tak więc lubię jedno i drugie,
czyli rower i programowanie i jeszcze kilka innych aspektów życia, o których
teraz nie będę wspominał. Mimo istnienia konkurencji dla roweru, pomyślałem, że
będzie to doskonały czas, aby zastanowić się nad tym i owym, gubiąc przy okazji
parę kalorii i rozwijając półwieczne mięśnie.
Plan był mało ambitny i zakładał pomknięcie pod wiatr na wschód, a
następnie ukrycie się przed słońcem w pełnią życia słynącej Puszczy Niepołomickiej.
Pojawiam się tam dość regularnie, bo wciąż nie może mi się znudzić to królestwo
życia i jedna z ostatnich ostoi natury. Dookoła mnie padają drzewa, powalone
mocą kretyńskiej ustawy, a zamiast nich wyrastają martwe, zimne i bezduszne
bryły apartamentowców. W puszczy jest życie, jest duch, jest spokój i cisza,
chociaż nie w dosłownym znaczeniu. Ta cisza jest pełna dźwięków: śpiewu ptaków,
szumu wiatru, pomruków dzikiej zwierzyny. Lubię to miejsce i jego klimat. Tam
myślę, tam czasem gadam sam ze sobą, tam się modlę. Tam od czasu do czasu
uciekam do mojego „nothing box” (to mają tylko faceci). Wracam tam często bez
względu na porę roku. Wróciłem tam także dzisiaj.
Słoneczne popołudnie w Puszczy Niepołomickiej.
„Wycieniowany”