Super dzień
Dzisiaj wszystko było łatwe, chociaż teoretycznie takie być nie
powinno. Zrezygnowałem bowiem z pokusy beznamiętnego pedałowania po płaskim
asfalcie na rzecz eksploracji zielonych wzgórz, szczodrą ręką natury i w
niezwykłej wprost obfitości posadowionych na południe od Królewskiego Miasta.
Nie mając opracowanego i zapisanego w pamięci Garmina szczegółowego planu,
zdałem się na romantyczną grę spontanicznych wyborów. Tak więc trasa rodziła
się na bieżąco i nic nie było z góry przesądzone.
Zacząłem dość typowo od dojazdu do Zakrzowa, gdzie skręciłem na
południe i gdzie rozpoczęła się moja przygoda z zielonymi wzgórzami.
Przejechałem przez Bodzanów, Suchorabę, Świątniki Dolne, Niegowić, Niewiarów,
Pierzchów, Nieznanowice, Chrostową, Kamyk, Wolę Wieruszycką, Wieruszyce, Ubrzeź
i dotarłem do Łapanowa. Skręciłem w stronę Gdowa. Trochę obawiałem się
kolejnych kilometrów, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, bo noga
podawała wyjątkowo gładko i bezboleśnie. Trzykilometrowy podjazd za Łapanowem
padł moim łupem bez zadyszki, a potem mogłem już napawać się szybkim i krętym
zjazdem do Zagórzan. Na kolejnych pagórkach tylko raz użyłem małej tarczy i
wkrótce wjeżdżałem do Gdowa. Po następnych ośmiu kilometrach byłem już na
przedmieściach Dobczyc, ciesząc się jak dziecko, że stąd do Krakowa nie ma
łatwych dróg. Napędzany pasją i entuzjazmem, spokojnie pokonałem podjazd do
Dziekanowic i równie spokojnie kontynuowałem jazdę w stronę Koźmic Małych. Tam
skręciłem w stronę Gorzkowa, a w Gorzkowie wybrałem kontynuację jazdy w kierunku
zachodnim, dzięki czemu wkrótce pojawiłem się w Świątnikach Górnych. Typowy był
początek dzisiejszej trasy, a teraz zapowiadał się typowy koniec. Do Krakowa
wróciłem ulicą Myślenicką, a na deser zaliczyłem jeszcze podjazd ulicą
Sawiczewskich.
Na
całej trasie towarzyszyła mi piękna pogoda. Widok słońca i błękitu dodatkowo
wzmocnił mój optymizm i radość. Mógłbym tak jechać i jechać, czekając aż niebo
zostanie zamalowane czerwienią zachodu. Tak, to był naprawdę super dzień…