Wiara
W kolejną sobotę kolejny raz skorzystałem z roweru do zadań
specjalnych, czyli na trudne warunki. Widok ciemnych chmur nie dawał nadziei na
piękną pogodę i faktycznie od czasu do czasu lekko kropiło. No i wiało, ale
ostatnio jest to tak oczywiste, że szkoda o tym wspominać. Nie zdecydowałem się
na dłuższą eskapadę poza miastem i poszedłem, albo raczej pojechałem na
łatwiznę, kręcąc się tu i tam. Starałem się jednak pracować na tyle mocno, żeby
poczuć wysiłek w nogach, a więc nie była to czysta rekreacja.
To co napisałem powyżej, było pierwszą wersją opisu
dzisiejszej aktywności. Nie podobało mi się. Nie było czuć w tym ani pasji, ani
radości. Po kilku godzinach doszedłem do wniosku, że powinienem napisać o tym,
co dzisiaj jest moją prawdziwą radością. Bo to właśnie ta prawdziwa radość i
prawdziwe szczęście sprawia, że wszystko to, co robię, daje mi zadowolenie i
poczucie spełnienia. Dopisuję więc kilka zdań…
Szczególny to czas dla mnie. Po raz pierwszy w życiu,
jako nawrócony człowiek, wspominam zdarzenie, dzięki któremu zostanę zbawiony.
Na pewno. Na bank. Na milion procent. Wiem o tym, bo to obietnica samego Boga,
a On zawsze dotrzymuje swoich obietnic – „Bo jeśli ustami wyznasz, że Panem
jest Jezus, i uwierzysz w swym sercu, że Bóg wzbudził Go z martwych, będziesz
zbawiony” (1 Rz 10:9). Nie ma żadnych innych warunków, nie trzeba być godnym,
ani sobie zasłużyć. Bo na zbawienie nie da się zasłużyć – wystarczy tylko
uwierzyć. Zbyt proste? Ależ tak. To jest właśnie takie proste. Nie mówię, że
łatwe, ale proste. Skomplikowane zasady, reguły, rytuały, obrzędy, nakazy i
zakazy zostały wprowadzone przez człowieka i nie mają nic wspólnego z jednym,
jedynym warunkiem zbawienia, czyli wiarą. A wszystko dlatego, że dwa tysiące
lat temu pewien Gość zaniósł wszystkie nasze winy na krzyż. A potem pokonał
śmierć. I teraz tylko czeka, żebyś w to uwierzył…