Coś późno ten pierwszy tysiąc
Długo przyszło mi czekać w tym roku na pokonanie pierwszego
tysiąca kilometrów. Po części to wina pogody, po części moich nowych, licznych
obowiązków, a po części podejścia na nieco większym luzie do tego sezonu.
Dzisiaj miałem pomysł, aby wyskoczyć w okolice Balic, zawitawszy
wcześniej na ulicę Łokietka oraz do Rząski. Okazało się, że ta idea nie była do
końca przemyślana, bo musiałem w popołudniowych godzinach szczytu przedrzeć się
(dosłownie) przez miasto, co skutecznie obniżyło moją średnią prędkość. Potem
było już zdecydowanie łatwiej, nie licząc kolejnej już walki z wiatrem. W
Balicach zmieniłem kierunek, więc i wiatr przestał przeszkadzać, a po skręcie w
Kryspinowie na wschód, było już naprawdę szybko, łatwo i przyjemnie. I w ten
właśnie sposób „dojechałem” do pierwszego tysiąca w tym roku.