Tu i tam w wietrze
Dzisiaj solidnie wiało, więc zanosiło się na mocną pracę.
Początkowo nawet myślałem, żeby ułatwić sobie zadanie i pojechać gdzieś w
płaskie krajobrazy, ale to byłoby za proste i zbyt nudne. Zrobiłem więc
dokładnie odwrotnie i już na wstępnie zafundowałem sobie rozgrzewkę w
Kosocicach. Zabawne, bo na pierwszym podjeździe poczułem zakwasy w łydkach.
Żeby było jeszcze weselej, ich przyczyną wcale nie był rower, lecz… wczorajsze
nabożeństwo. Należę do Kościoła, w którym radość poznania Dobrej Nowiny wyraża
się w sposób ekspresyjny, w rytm współczesnej, a nie średniowiecznej muzyki. Tak
więc poskakałem sobie, a następnego dnia okazało się, że musiałem się chyba
nieźle do tego przyłożyć. Mimo to nie zamierzałem poprzestać na pierwszej
górce, ale po zjeździe do Wieliczki skierowałem się do Sierczy, co oznaczało
pokonanie kolejnego, znacznie dłuższego podjazdu. Potem znów zjechałem do
Wieliczki, przejechałem kawałeczek obwodnicą i skręciłem na północ, aby przez Śledziejowice
i Kokotów dotrzeć do Brzegów. Tam skręciłem na zachód. Tym razem miałem płasko,
ale za to pod wiatr. Walczyłem z nim dzielnie aż do Kładki Bernatka. Tam
przejechałem na drugi brzeg Wisły, dojechałem do ulicy Zamojskiego, wspiąłem
się w okolice TVP Kraków i przejechałem przez Park Bednarskiego. Zaliczyłem
jeszcze podjazdy pod Bonarkę i na ulicy Łużyckiej, a potem był już spokojny
powrót do domu.