Wiosna za pasem panie sierżancie
Wyraźnie odpuszczam sobie pierwszy tegoroczny kwartał. Minął
kolejny tydzień, zanim ściągnąłem rower ze ściany i wyruszyłem w trasę. Pewnym
usprawiedliwieniem jest fakt, że nie tylko mam więcej różnych zajęć, ale
przygotowuję sobie podstawowy rower do właściwej części sezonu. Nawet nie tyle
przygotowuję, ale buduję nowy rower, bo największy niemiecki sklep rowerowy,
czyli Bike Discount, „złożył mi” propozycję nie do odrzucenia w postaci ekstra
ceny na framesety firmy Cube. Popołudnia mam więc w większości zajęte, jako, że
poza samą jazdą, równie bardzo cieszy mnie budowa. Ot takie zawodowe,
inżynierskie skrzywienie – cały czas chciałbym coś budować, modyfikować,
ulepszać…
Dzisiaj wybrałem się w odwrotnym kierunku, niż za poprzednim razem.
Pojechałem na zachód, wybierając jedną z moich „typowych” tras, a więc Balice,
Morawicę, Liszki, Piekary. Dopiero stamtąd wróciłem do Krakowa. Pogoda była
„taka sobie”, czyli nierozpieszczająca. Raczej chłodno, raczej sucho i raczej
dość mocno wiało, ale na szczęście z północy. Głód jazdy u kolarskiej braci
jest chyba olbrzymi, bo na trasie spotkałem wielu pasjonatów tej cudownej
dyscypliny. Zaznaczam jeszcze, że w słowie „brać” ukryłem kolarzy obojga płci,
bo kilka jeżdżących pań także dostrzegłem. Niesamowite jest to, że w ciągu
zaledwie kilku lat, rowery szosowe opanowały polskie… szosy. Jeszcze nie tak
dawno mijałem głównie „górali”. Dzisiaj rower MTB na asfalcie staje się powoli
rzadkością. I tak trzymać!
A póki co, wiosna za pasem panie sierżancie…