Czas uciekać?
Luty się powoli kończy, a ja dopiero teraz „dojechałem” do
pierwszej pięćsetki w tym roku. Słabiutko, słabiutko. Liczę, że wiosna wszystko
zmieni, bo mam coraz większy głód na solidne „rowerowanie” z dala od zgiełku
miasta. Kraków niestety zmienia się na gorsze. Idiotyczna ustawa o wycince
drzew, wymyślona przez idiotów i przyjęta przez jeszcze większych idiotów,
sprawiła, że dookoła odbywa się „wielkie rżnięcie”. Z dnia na dzień znikają
drzewa, które dotychczas były ostatnią linią obrony przed zabetonowaniem.
Deweloperzy wciskają się wszędzie, zabierając ostoje ciszy i spokoju, oazy
cienia i kojącego szumu wiatru pośród gałęzi. Jazda rowerem w takiej
przestrzeni nie ma już nic z niedawnego romantyzmu. Pora uciekać. Na razie
tylko rowerem, ale coraz częściej myślę o tym, żeby rzucić to wszystko,
pozostawić za sobą zimne mury martwego miasta i uciec do zielonych kolorów
boskiego dzieła stworzenia.