Przejażdżka z węglem w tle
Mroźna noc, a po niej piękne słońce, delikatny wiatr i relatywnie
ciepło. Mogłoby się wydawać, że to idealne warunki na trening. Niestety nie
tutaj, nie w Krakowie. Niska temperatura oznacza, że piece hulają, aż miło.
Brak wiatru oznacza, że wszystko co wylatuje z kominów, wisi nad miastem. No i
mamy cały ten syf, czyli smog. To wkurzające, że smog po raz kolejny jest myślą
przewodnią mojego wpisu, ale właśnie taka jest rzeczywistość, na której zmianę
przyjdzie poczekać do września 2019 roku. To termin, w którym mają zniknąć
ostatnie piece węglowe w moim mieście. Niestety ten ambitny plan jest
zagrożony, ponieważ pewien prezes pewnego ugrupowania, pełniący de facto rolę
premiera, zamierza oprzeć polską gospodarkę na… węglu. Nie energetyka jądrowa,
nie farmy wiatrowe, nie technologie przyszłości, ale technologiczne
średniowiecze. Normalnie strach się bać, bo nie wiadomo, co jeszcze może
powrócić z ciemnych otchłani wieków średnich? Chodzą słuchy, że parafialne stosy,
na których raz w miesiącu, a może nawet w każdą niedzielę, będziemy ku uciesze
gawiedzi palić jedną czarownicę, a jeśli czarownic zabraknie, to tych, którym
nie jest po drodze z miłościwie panującymi.
Prawdę mówiąc, ja też postawiłbym na węgiel, ale nie po to, aby go
bezproduktywnie palić, lecz żeby wykorzystać go na miarę XXI wieku. Karbonowe
ramy, kierownice, sztyce, obręcze i cały szereg innych elementów nie dziwią już
nikogo. Jednak ostatnio w serwisie Global Cycling Network obejrzałem materiał o
pierwszym rowerze, którego ramę wykonano z… grafenu. Jej waga to 750 gramów,
ale podobno nic nie stoi na przeszkodzie, aby zbudować ramę ważącą zaledwie 350
gramów. Postępu się nie zatrzyma i wcześniej lub później doczekamy się ultralekkich
rowerów. Szkoda tylko, że nie w Polsce. W Polsce będziemy budować… kopalnie.
No i proszę. Więcej napisałem o węglu niż o dzisiejszej
przejażdżce. Pomimo trucizny zawieszonej w powietrzu, cieszyłem się ze słońca i
starałem się uciec tam, gdzie teoretycznie było mniej niezdrowo, czyli gdzieś w
okolice Puszczy Niepołomickiej. Zaliczyłem więc trasę Kraków – Niepołomice –
Kraków, ale trudno uważać ją za „zdrową”. Rzut oka na mapę zanieczyszczeń nie
pozostawiał żadnych złudzeń. Kolejny raz kiełkuje we mnie myśl, aby kupić rower
stacjonarny. Może nie te wrażenia, może nie ten „fun”, ale przynajmniej zdrowo,
w zaciszu domowym i jak będzie trzeba, to z maską przeciwgazową na gębie.