Zdalne profity
Coraz częściej pracuję zdalnie w domu. Teoretycznie mogłoby się wydawać, że wszystko powinno mnie rozpraszać. Nic z tych rzeczy. Żona w pracy, dzieci w szkole lub na zajęciach. A ja jestem sam z nieodłącznym elementem scenografii, którym jest błoga cisza lub delikatna, nastrojowa muzyka. Idealne warunki do skupienia, myślenia, tworzenia. Paradoksalnie pracuję więc o wiele wydajniej w domu niż w tzw. pracy. No i mam wspaniały profit w postaci nietracenia czasu na dojazd przez piękne, ale pogrążone w szarych oparach gryzącego smogu, miasto. A skoro nie tracę czasu, to mogę go wykorzystać na wczesny popołudniowy wypad rowerowy. Smog i rower? Zgadza się. Na szczęście mieszkam w taki miejscu, gdzie nie jest ekstremalnie niezdrowo, ale tak po prostu zwyczajnie niezdrowo. A poza tym, po pięciu minutach pedałowania mogę być kilkadziesiąt metrów wyżej niż mieszkam, a mieszkam kilkadziesiąt metrów wyżej niż położone są najbardziej niezdrowe rejony miasta. Pomimo tego staram się nie przesadzać, nie forsować tempa, nie przedłużać jazdy. Tak właśnie zrobiłem dzisiaj i nawet miałem wielką ochotę uwiecznić na zdjęciach szarą przestrzeń świata, ale… zapomniałem naładować baterii w aparacie i cały misterny plan trafił sz***. Być może jutro się poprawię. Jutro? A tak. Jutro też będę zdalnie pracował, a więc znów będę miał szansę na popołudniowy, krótki wypad.