Listopadowe ciepło
Nieprzewidywalność pogody zawsze mnie fascynowała. Ledwie kilka
dni temu zaliczyłem pierwszą przejażdżkę, podczas której temperatura spadła
poniżej zera, natomiast dzisiaj cieszyłem się niemalże wiosenną aurą. Było na
tyle ciepło, iż mogłem założyć ocieplaną bluzę, która zdecydowanie lepiej
pasuje do mojego ciała niż zimowa kurtka, którą nabyłem w czasach, gdy ważyłem
kilkanaście kilogramów więcej niż obecnie. Już kilka razy wkładałem nową kurtkę
do wirtualnego koszyka, a potem – widząc cenę
- rozmyślałem się. Mam wrażenie, iż producenci doszli do wniosku, że
zimą na rowerze jeżdżą wyłącznie majętni obywatele tego świata.
Przejażdżkę rozpocząłem od rozgrzewki – jakże by inaczej – w Kosocicach.
Potem zjechałem do Wieliczki, a tam z nieukrywanym przerażeniem stwierdziłem,
że przednie oświetlenie prawie odmówiło posługi. Prawie, bo coś tam
nieregularnie i słabo mrugało. Zdarzyło się to nie pierwszy raz i nie tylko w
tym egzemplarzu, a więc mam uzasadnione podejrzenie, że Sigma Quadro X ma po
prostu jakąś wadę konstrukcyjną. Wyciągnąłem pojemnik na baterie, poruszałem
tymi ostatnimi, złożyłem wszystko do kupy i… zadziałało. Pojechałem więc dalej
z myślą, że jednak trzeba będzie sięgnąć do sakiewki.
Z Wieliczki pojechałem do Brzegów, z Brzegów wróciłem do Krakowa i
dotarłem do ścieżki rowerowej biegnącej wzdłuż Wisły. Dojechałem nią do Mostu
Zwierzynieckiego, przejechałem na drugą stronę i po niedługim czasie pojawiłem
się na Zabłociu. Dalej było już dość schematycznie, czyli kładka w Płaszowie, ulice
Wielicka, Bieżanowska, Mała Góra i byłem prawie w domu. Nadal było ciepło.
I mogłoby już tak pozostać…