Listopadowa refleksja
Pustka pojawiła się w mojej głowie, gdy siadłem wieczorem przed komputerem,
aby opisać moją dzisiejszą wycieczkę. A przecież wydawać by się mogło, że kiedy
jak kiedy, ale dzisiaj tematów braknąć nie powinno. Wszakże to Dzień Niepodległości,
a patrząc na historię mojego bloga, to już piąty Dzień Niepodległości, który
spędziłem aktywnie na rowerowym siodełku. I nawet był pogodny, co warte jest
podkreślenia, bo nie każdy naród ma takie „specyficzne” szczęście, iż jedno z
najbardziej radosnych świąt obchodzi w najbardziej szarym miesiącu.
Czy jest dla mnie niepodległość? Tak, cieszę się, że żyję w wolnym
kraju. Tak, jestem dumny, że mówię po polsku. Tak, jestem wdzięczny przodkom,
że los swojego życia rzucili na stos. Jednak wcale nie podoba mi się, że narodowe
symbole plugawi się ksenofobią, rasizmem, nienawiścią, nietolerancją, homofobią,
szowinizmem, antysemityzmem. Jeszcze bardziej nie podoba mi się, że głoszący te
hasła wmawiają mi, jakoby po ich stronie stał Bóg. Mylicie się! Gdybyście
czytali Biblię, ale przecież nie czytacie, wiedzielibyście, że Bóg nigdy nie
staje po stronie nienawiści, bo On jest Miłością. Gdybyście czytali Biblię, ale
przecież nie czytacie, wiedzielibyście, że On wyłącznie sobie dał prawo osądzania
innych. Gdybyście czytali Biblię, ale przecież nie czytacie, może dotarłoby do
was, że ten bliźni, którego macie kochać, wcale nie musi być Polakiem,
katolikiem, wyborcą tej samej partii…
Jeszcze jeden obraz późnej jesieni…