Dziewięćsetny raz
Średnio się jeździ „ciemkiem” – tak, zamiast „po ciemku”, mówiły
onegdaj moje dzieci. Wyboru jednak nie miałem, „gdyż ponieważ” zmrok zapada
mniej więcej godzinę po tym, jak wracam z pracy do domu. A jechać bardzo
chciałem, bo rzuciwszy okiem na statystyki zauważyłem, iż zaliczyłem już 899
rowerowych wypraw, a więc ta miała być dziewięćsetna.
Z takiej okazji powinienem się wybrać w jakieś
niesamowicie interesujące miejsce, ale pora roku i ciemność sprawiły, iż liczba
osiągalnych niesamowicie interesujących miejsc zdecydowanie się zmniejszyła.
Okrągłą eskapadę postanowiłem zatem uczcić jedynie nieco większą liczbą
przejechanych kilometrów, niż to ostatnio mam w zwyczaju. Opis trasy pominę
milczeniem, bo „ciemkiem” niewiele widać, więc skupiłem się na czerpaniu
radości z samej jazdy, a nie z mijanych krajobrazów.