Eksperymentalnie
Nie mieszkam na południu Italii (celowo używam tej formy, nie
tolerując, nie rozumiejąc i protestując przeciwko nazwie „Włochy”), więc
nieubłaganie zbliża się moment, kiedy moja szosówka pójdzie w kilkumiesięczną
odstawkę, a ja przesiądę się na rower zimowy. Czas ten poświęcam na drobiazgowy
przegląd podstawowego roweru i zazwyczaj dokonuję wówczas mniejszych lub
większych modyfikacji. Na te drugie, czyli większe, tym razem raczej się nie
zanosi, bo nieskromnie powiem, iż niewiele mogę ulepszyć, ale kilku pomniejszych
zmian zapewne dokonam. Szkopuł w tym, że ich sens lub bezsens ujawnia się
dopiero na wiosnę, gdy teoria konfrontuje się z praktyką setek przejechanych
kilometrów. Postanowiłem zatem, że zanim dam odpocząć Fenixowi, sprawdzę w
„praniu” przynajmniej jedną rzecz, którą chcę zmienić. A zachciało mi
zmodyfikować nieco geometrię roweru, poprzez obniżenie kierownicy o skromne
półtora centymetra. Zauważyłem bowiem, że coraz częściej, żeby nie powiedzieć:
zawsze, przyjmuję dość mocno pochyloną pozycję. Obniżenie kierownicy powinno
więc sprawić, że moje ręce będą mniej zgięte w łokciach. Zmiana niewielka, ale
przemnożona przez przynajmniej kilkadziesiąt kilometrów przejechanych na
rowerze, może okazać się zabójcza dla komfortu jazdy.
Dzisiejsza przejażdżka była więc pierwszym testem.
Test się powiódł, to znaczy, że nie czułem żadnych negatywnych zjawisk w postaci
bólu lub jakiegokolwiek innego dyskomfortu. Prawdę mówiąc, w ogóle nie poczułem
różnicy. Jeśli kolejny test również nie wykaże niczego złego, jest duża szansa,
że zimą dokonam ekstrakcji kolejnego kawałka rury sterowej widelca.