Pierwszy jesienny wieczór
Pierwsze jesienne popołudnie i pierwsza jesienna przejażdżka w tym
roku. Prawdę mówiąc, nie podoba mi się słowo „przejażdżka”, bo kojarzy się
raczej ze spokojem i dostojnością, nie niosąc w sobie energetycznej treści. Trening
to też nie jest, bo w nim z kolei nie ma czasu i miejsca na podziwianie uroków
krajobrazu, tudzież podróży w niewidzialny świat ducha. Eskapada? Nie – popołudniowe
dystanse są zbyt krótkie, aby zasługiwały na takie miano. A więc może aktywność?
Brzmi jakoś tak nienaturalnie. Wycieczka? Hmm, a gdzie bagażnik i koszyczek z
wiktuałami przeznaczonymi do spożycia na łące przy strumieniu? Przygoda? Sam
nie wiem…
Jak zwał, tak zwał. W każdym razie wyrwałem się dzisiaj z miasta,
by radować się pięknem otaczającej mnie przestrzeni. I chociaż piątkowe
popołudnie rzadko wnosi w posagu spokój i ciszę, mnie udało się je znaleźć i
cieszyć się nimi aż do chwili, gdy ostatni promień słońca nie pożegnał
horyzontu, pozostawiając moją część świata w mistycznym mroku oczekiwania na
kolejny wspaniały, jesienny dzień.
Blask jesiennego wieczoru