Racławice w słońcu
Plan narodził się bardzo szybko. Kilka kliknięć myszy i miałem
gotową całą trasę. Wystarczyło tylko przesłać ją do GPS’a i wyruszyć w drogę.
Kierunek: północ. Tam zapuszczam się bardzo rzadko. Dlaczego? Być może dlatego,
że nie odkryłem tam wielu pięknych zakątków. A może po prostu źle szukałem? Nie
wiem. Dzisiaj wybrałem ten kierunek trochę z przypadku, a trochę świadomie.
Celem były Racławice – „te” Racławice, gdzie 222 lata temu powstańcy pokonali
wojska rosyjskie. Wspominam o tym jedynie na marginesie, bo wyruszając w trasę,
daleki byłem od patriotycznych uniesień. Miałem zamiar aktywnie spędzić sobotę,
a jeśli wracać myślami do przeszłości, to jedynie do tej przypadającej na lata
mojej młodości. Jeśli miałem przywoływać wspomnienia, to bardzo osobiste. Nie
przewidziałem jednak, że powracający upał aż tak bardzo da mi się we znaki. To
zadziwiające, w jaki sposób wysoka temperatura obniża moją wydajność. Jeszcze
przedwczoraj cieszyłem się szybką jazdą, a dzisiaj męczyłem się na większości
podjazdów. A tych ostatnich nie brakowało. W zasadzie cała droga na północ
polega na ciągłym pokonywaniu wzniesień. Trudno znaleźć tam dłuższe płaskie
odcinki. Tylko góra, dół, góra, dół i upalne promienie słońca, przed którym
bardzo rzadko mogłem uciec w obszary zbawiennego cienia. Jechałem więc wolniej
niż planowałem, z niepokojem obserwując ubytek życiodajnych płynów w moich
bidonach. Na szczęście miałem przy sobie dodatkową butelkę na „czarną godzinę”.
Ta godzina nadeszła w okolicach Kocmyrzowa, gdy powoli kończyła się moja
dzisiejsza przygoda, a przed sobą miałem już tylko łagodne zjazdy do mojego
Krakowa.
Spotkanie z Pieszą Pielgrzymką Tarnowską
Kopiec Kościuszki w Racławicach