Płasko przed wieczorem
Dzisiaj było płasko, a nawet bardzo płasko. Brak sensownych
przewyższeń sprawił, że było także dość szybko. Szybko jest oczywiście pojęciem
względnym, bo znam wielu amatorów, dla których średnia nieco powyżej
trzydziestu na godzinę oznacza wyjątkowo ślimacze tempo, ale znam też takich,
dla których byłaby drugą prędkością kosmiczną. Dla mnie jest w sam raz.
Wszyscy śledzący moje – raz lepsze, raz gorsze – próby
beletrystyczno-dokumentalistyczne na tym blogu wiedzą, że w moim przypadku
jazda po płaskim oznacza, iż mogłem wybrać jeden i tylko jeden kierunek
eksploracji małopolskiej krainy. Słusznie. Tak właśnie było. Pojechałem w
kierunku Niepołomic. A gdy już przejechałem przez to miasto, skierowałem się w
stronę Uścia Solnego i pojechałem aż do Niedarów. Tam skręciłem na południe i
poruszając się wśród pól „malowanych zbożem rozmaitem” (wybaczcie tę
mickiewiczowską wrzutkę – w rzeczywistości jest już po żniwach), dotarłem do
Mikluszowic. Dystans był już zacny, więc biorąc pod uwagę nadchodzącą porę
zmierzchu, wjechałem w zaciszną gęstwinę Puszczy Niepołomickiej, którą
pożegnałem dopiero siedemnaście kilometrów dalej. I znów na krótko zawitałem do
Niepołomic. A potem Grabie, a potem Brzegi i Kokotów, i niewielki podjazd w
Czarnochowicach. Do domu miałem już z górki. Zarówno w przenośni, jak i
dosłownie.