Warunki idealne
Czy to zasługa trzech dni odpoczynku? Albo kwestia idealnej
pogody? A może jedno i drugie? Nie wiem, ale faktem jest, że dzisiaj jechało mi
się wyjątkowo lekko. Niestraszne były podjazdy, niestraszny przeciwny wiatr. Po
prostu czułem moc i niewzruszenie parłem do przodu. Nie zafundowałem sobie ani
chwili odpoczynku, nie licząc oczywiście momentów, gdy zatrzymywała mnie
sygnalizacja świetlna, bądź musiałem ustąpić pierwszeństwa przejazdu. Jechałem
i jechałem i miałem wrażenie, że mogę tak robić w nieskończoność.
A wszystko zaczęło się od podstawowego dylematu: dokąd jechać? Ponieważ
nie doszedłem do porozumienia z samym sobą, znów miał zdecydować przypadek. Ów
przypadek najpierw banalnie zaprowadził mnie do Tyńca. Stamtąd wróciłem do Krakowa,
przejechałem przez Dębniki i na Rondzie Grunwaldzkim skręciłem w stronę Mostu
Dębnickiego. Potem znów skierowałem się na zachód, przejechałem ulicą Królowej
Jadwigi, a gdy na dużej tarczy spokojnie zaliczyłem cały podjazd na ulicach
Staropolskiej i Jodłowej, zrozumiałem, że dzisiaj moc jest ze mną. Ulicą
Księcia Józefa pojechałem do Kryspinowa, skręciłem w stronę Balic, ale już po
chwili wpadłem na pomysł, aby zapuścić się jeszcze dalej w kierunku zachodnim.
W ten sposób narodził się ostateczny pomysł na dzisiejszą przejażdżkę.
Zaliczyłem Cholerzyn, a od Mnikowa przez Czułów do Sanki jechałem cały czas pod
górę. Tam osiągnąłem najwyższy punkt trasy i zadowolony z sobie zjechałem do
Tenczynka, za którym skręciłem na wschód. W Krzeszowicach wjechałem na ruchliwą
drogę 79. Jazda po niej w piątkowe popołudnie na progu długiego weekendu była
szczególnie trudna. Mogłem zapomnieć o odprężeniu i wyluzowaniu, całkowicie
skupiając się na analizie tysięcy sygnałów docierających do moich zmysłów. To
męczące, ale dzisiaj byłem przecież w formie, więc relatywnie szybko dotarłem
do Zabierzowa, gdzie uciekłem z zatłoczonej drogi i pojechałem w stronę Rząski.
Tak na marginesie muszę wspomnieć, że za Krzeszowicami wyprzedził mnie Jaguar
XK 06-09. To raczej dość szybkie auto, ale latać nie potrafi. W Zabierzowie,
czyli ładnych kilka kilometrów dalej, to ja go wyprzedzałem, gdy toczył się z
prędkością kulawego żółwia w szeregu innych samochodów. Ot, taka scenka
rodzajowa…
Na koniec pozostał mi już tylko przejazd przez całe
miasto. Zbliżał się wieczór, niebo było zachmurzone, a temperatura raczej
wczesno jesienna, aniżeli letnia. Tak, to były idealne warunki do jazdy.