Nie zważając na prognozy
Lubię jasne sytuacje. Także w pogodzie. Jeśli ma padać deszcz,
niech pada. Jeśli ma być słonecznie, niech będzie słonecznie. Tymczasem
ostatnio aura jest całkowicie nieprzewidywalna i zaskakuje wszystkie znane mi
portale pogodowe. Dzisiaj nie przejąłem się więc ostrzeżeniami synoptyków,
milczeniem pominąłem słupki, liczby i wykresy, lecz zwyczajnie spojrzałem w
niebo, a potem przebrałem się, wsiadłem na rower i pojechałem.
Trasa nie była zaplanowana. Pozwoliłem sobie na krótki miejski
rekonesans, który szybko okazał się frustrujący, bo jak długo można lawirować
pomiędzy samochodami, analizując w czasie rzeczywistym wszystkie sygnały
docierające do mózgu za pośrednictwem zmysłów wzroku, słuchu, węchu i
korzystając zapewne jeszcze z jakiegoś szóstego, bliżej nieokreślonego zmysłu,
który już nieraz uchronił mnie przed katastrofą w ruchu lądowym. Czym prędzej
uciekłem więc na wschód, najpierw w stronę Nowej Huty, a potem w stronę
Niepołomic, by znaleźć kojącą ciszę i błogi nastrój odprężenia w zielonej przestrzeni
Puszczy Niepołomickiej. Spokój spokojem, lecz poinformowany przez Garmina, że
zbliżam się do segmentu „Droga Królewska od Niepołomic”, nie mogłem się
powstrzymać i obudził się we mnie uśpiony dotychczas duch rywalizacji.
Pomyślałem – co mi szkodzi, spróbuję. Spróbowałem, a widząc, że osiągam lekką
przewagę nad samym sobą, postanowiłem, że zagnę się i zobaczę, na co mnie stać.
Ponad sześć kilometrów dalej okazało się, że dałem radę. Poprawiłem nie tylko
swój rekord, ale stałem się nowym liderem segmentu w serwisie Garmin Connect.
Kolejne kilometry jechałem już spokojnie, a nawet rzekłbym, że dostojnie. Potem
znów przyspieszyłem, ale bez szaleństw. I w takim rytmie jechałem już do końca.
Deszcz nie padał, kolejny raz udowadniając, że tysiące lat rozwoju
ludzkości nie zaowocowały stworzeniem skutecznej metody przewidywania pogody. Nasze
supernowoczesne technologie pozwalają zaledwie na stwierdzenie, że dzisiaj być
może będzie padać, ale może być i tak, że padać nie będzie. Tak to potrafi
przysłowiowa babka, co na dwoje wróżyła…
Deszcz w końcu spadł… kilka godzin później, gdy już
smacznie spałem.