Zdążyć przed burzą
Wskazujące temperaturę cyferki na wyświetlaczu znów złożyły się na
wartość większą od trzydziestu stopni. To taka umowna wartość graniczna,
oddzielająca „gorąco” od „upalnie”. Pamiętałem o moich ostatnich
doświadczeniach z jazdą w takich warunkach, ale wcale nie zamierzałem się
poddać i pozostać w chłodnym domowym zaciszu. Zweryfikowałem jedynie plany
związane z profilem trasy, świadomie rezygnując z hasania po nieodległych
pagórkach na rzecz płaskich dróg. A jeśli drogi mają być płaskie, to wybór jest
tylko jeden – wschód.
Na trasie przejażdżki leżała oczywiście Puszcza
Niepołomicka, bo po pierwsze, jadąc na wschód trudno na nią nie trafić, a po drugie,
jest to jedynie miejsce, w którym można się skryć przed większością negatywnych
skutków wysokiej temperatury. Zanim jednak pojawiłem się wśród kojącej zieleni,
kluczyłem różnymi drogami, chcąc być pewnym, że dystans ostatniej czerwcowej
eskapady przekroczy zwyczajowe 100 kilometrów. Potem wjechałem do spokojnego lasu.
Daruję sobie jednak kolejny opis uroków Puszczy Niepołomickiej, bo czyniłem to
już tak wiele razy, że miasto Niepołomice powinno mi przyznać tytuł honorowego
obywatela, albo chociażby odznaczyć jakimś medalem w stylu „Zasłużony dla
Puszczy”. Spokój został zakłócony w momencie, w którym do mojej częściowo
wyłączonej świadomości – wszak w puszczy można uciec myślami bardzo daleko –
dotarł charakterystyczny pomruk. Spojrzałem za siebie i uświadomiłem sobie, że
to jest ten moment, aby „depnąć” mocniej, lub przekonać samego siebie, że burza
jest właśnie tym, czego zawsze pragnąłem doświadczyć. I tak rozpoczęła się moja
ucieczka przed deszczem. Prawdę mówiąc, byłem pewien, że to się nie uda, bo od
czasu do czasu trafiały we mnie pojedyncze krople, zdając się mówić do mnie: „nie
masz szans gościu”. Taka ciuciubabka trwała całe trzydzieści kilometrów, a gdy
już zatrzymywałem się przed domem, będąc pewnym, że nawałnica zacznie się lada
moment, okazało się, że wszystko przeszło bokiem – taka sytuacja.