Przez Pogwizdów
Początkowo planowałem, że zaliczę dzisiaj spokojną, odprężającą
przejażdżkę. Żeby jednak nie było nudno, wymyśliłem sobie, że rzucę okiem na
mapę i znajdę jakąś drogę, którą jeszcze nigdy nie jechałem. No i wtedy okazało
się, że z odprężenia i spokoju będą nici, bo miejsce, które wybrałem, jest
położone w takim rejonie, że nijak nie da się doń dotrzeć jadąc po płaskim, a
owa droga, którą jeszcze nie jechałem, też raczej nie nadawałaby się na
lotnisko. Mogłem się oczywiście wycofać z pomysłu, ale to nie byłoby w moim
stylu – stylu człowieka upartego jak nie wiem co…
Droga, którą zamierzałem poznać znajduje się w
okolicach Nowego Wiśnicza i łączy wieś Zawada z Bochnią. Najpierw musiałem więc
dotrzeć w te okolice, a że dość dawno mnie tutaj nie widziano, nie był to do
końca rutynowy przejazd. Nie był to także banalny przejazd, co pokazywał
licznik przewyższeń. Sama droga pomiędzy Zawadą a Bochnią do długich nie należy
– raptem niecałe sześć kilometrów, ale jest treściwa. Rozpoczyna się solidnym
podjazdem, który wynosi nas ponad osiemdziesiąt metrów w górę. Potem zjeżdżamy
sześćdziesiąt metrów w dół, ale tylko po to, aby za chwilę znów rozpocząć
podjazd. Po drodze mijamy wieś Pogwizdów, co sygnalizuję wyłącznie z powodu
skojarzeń z wczorajszym, jakże miłym, sympatycznym i przyjaznym przywitaniem
prezesa Kurskiego w Opolu. Ot i cała historia. Potem zjechałem do Bochni, w
której rozpocząłem powrót moim ulubionym szlakiem przez Górny Gościniec. A
później zahaczyłem jeszcze o Niepołomice, aby spokojnie „wykręcić” setkę.
Przyznam, że byłem trochę zmęczony, bo północny, dość silny wiatr przeszkadzał
mi niezależnie od tego, w którym kierunku (oprócz południa rzecz jasna) jechałem.