Niekoniecznie zachowawczo
Teoretycznie powinienem dzisiaj jechać dość spokojnie i
zachowawczo, bo kolejny raz zaplanowałem coś większego w najbliższych dniach, a
więc dobrze byłoby nie zmuszać organizmu do zbyt dużego wysiłku. Ale jak można
zachować spokój, jeśli po raz drugi w życiu jedzie się z miernikiem mocy? To
jest właśnie ta „zabawka”, o której wspominałem dwa dni wcześniej, gdy
opisywałem całkowicie nieudaną – pod względem samopoczucia – wycieczkę. Dzisiaj
byłem już wypoczęty, o ile oczywiście można być wypoczętym popołudniu, po
spędzeniu większej części dnia w pracy. Tak czy owak, należy jednak uznać, że dopiero
dzisiaj miała się odbyć premiera nowego urządzenia. O samym mierniku napiszę
nieco więcej na moim blogu technicznym. Tutaj jedynie naszkicuję słowami zarys
trasy, po której podążałem samotnie w dzisiejsze popołudnie.
Pojechałem na wschód, pod wiatr, który według meteo.pl powinien
być umiarkowany, ale w rzeczywistości stawiał solidny opór. Przejechałem przez
Zakrzów, a w Staniątkach skręciłem na południe. Zaliczyłem pierwszy tego dnia
podjazd w Suchorabie, zapominając, że przecież miałem jechać spokojnie i
korzystać raczej z „miękkich” przełożeń. Dotarłem do Książnic, przejechałem na
drugą stronę Raby i jadąc drogą 967, podążałem w kierunku Łapczycy. To nie był
najlepszy pomysł, bo droga ta nie należy do najprzyjaźniejszych dla
rowerzystów. Spory ruch i brak poboczy sprawia, że trudno tutaj się odprężyć, a
dusza lewituje w okolicach ramion. Wiatr potęgował to poczucie braku bezpieczeństwa,
nie pozwalając na zachowanie idealnie równego i stabilnego toru jazdy. Gdy więc
już dotarłem do Łapczycy, odetchnąłem z ulgą, bo chociaż na drodze 94 ruch był jeszcze
większy, to miałem do dyspozycji bezpieczne, szerokie pobocza.
Nadal jechałem na wschód, zamierzając dotrzeć do
Bochni, co też wkrótce uczyniłem. Tam skierowałem się w stronę mojego
ulubionego szlaku, czyli Górnego Gościńca, rozpoczynając w ten sposób drogę
powrotną. Tym razem wiatr mi raczej sprzyjał. Raczej, bo nie wiał dokładnie ze
wschodu, ale i tak było o niebo lepiej, niż wcześniej. Powrót nieco sobie
wydłużyłem, decydując się na krótką wizytę w Niepołomicach, zapominając o
mocnym postanowieniu, że dzisiejsza przejażdżka będzie jedynie delikatnym
rozruchem.