Ludzie, przesiądźcie się na rowery!
Apokalipsa, paraliż, komunikacyjny dramat, czarny sen, tragedia –
wołały dzisiejsze nagłówki portali internetowych w sekcji wiadomości lokalnych
z Grodu Kraka. To wszystko z jednego powodu. Otóż zamknięto estakadę im. Obrońców
Lwowa, która łączyła Al. Powstańców Śląskich z Al. Powstańców Wielkopolskich,
znakomicie ułatwiając przejazd w stronę Nowej Huty. Zamknięto ją nie bez
powodu. Rozpoczęto właśnie realizację kluczowego etapu największej krakowskiej
inwestycji, jaką niewątpliwie jest budowa łącznicy kolejowej pomiędzy
przystankami Kraków Zabłocie a Kraków Krzemionki. To wspaniałe przedsięwzięcie
inżynieryjne, o czym można się przekonać, przeglądając wizualizacje projektu.
Jako człowiek w tzw. średnim wieku, doskonale pamiętam czasy, gdy w siermiężnej
rzeczywistości pogrążonej w permanentnym kryzysie, nic się budowało, a wyasfaltowanie
pięciu metrów chodnika zasługiwało na wzmiankę w mediach. Nieustannie więc
odczuwam niekłamaną radość i dumę, widząc, jak zmienia się obraz kraju, w
którym żyję. Tak na marginesie wypada wspomnieć, że oczywiście nie wszyscy mają
podobne zdanie, a są nawet tacy, którzy twierdzą, że kraj jest w ruinie. To jednak
inna bajka, a w zasadzie przypadek z zacnej medycznej specjalności, jaką jest
psychiatria.
Zmotoryzowany Kraków istotnie stanął w miejscu i mam
przypuszczenie graniczące z pewnością, że kierowcy tkwiący w kilkukilometrowych
korkach i tracący godziny na pokonanie niezbyt długiego dystansu, mieli gdzieś
wzniosłe myśli o potężnych inżynieryjnych osiągnięciach. Miast hymnów
pochwalnych, artykułowali zapewne „warczące” słowa, uznane powszechnie za
niecenzuralne. Postanowiłem zatem połączyć się z nimi w cierpieniu i zaraz po
pracy wybrałem się na przejażdżkę, aby naocznie przekonać się, co i jak.
Moim pierwszym i dość oczywistym spostrzeżeniem było to, iż nie
zauważyłem ani jednego rowerzysty tkwiącego w korku. Drugim, że w większości
aut osobowych znajdował się tylko kierowca. Trzecim, że pojazdy komunikacji
miejskiej poruszały się znacznie szybciej od prywatnych. Nietrudno się
domyślić, że zmierzam do jednego słusznego wniosku: Ludzie, przesiądźcie się na
rowery! A jeśli nie możecie, to choćby do tramwaju lub autobusu. I w tym
momencie widzę jak oni wszyscy pukają się znacząco w czoło, uparcie wybierając
tkwienie w korku. Tymczasem ja jestem przykładem gościa, który swego czasu
świadomie wybierał marnotrawienie czasu w drogowych zatorach. Nawet już wtedy,
gdy rower stał się moją pasją, nadal do pracy jeździłem samochodem. Ale
nadszedł dzień, w którym wprowadzono opłaty za parkowanie w centrum miasta i
cała zabawa stała się, delikatnie mówiąc, mało opłacalna. Postanowiłem wtedy,
że czas przetestować krakowskie MPK. I co? I stał się cud! Oto ja, człek
wygodny, bez problemu przyzwyczaiłem się do komunikacji miejskiej. I mimo tego, że czasem trafiam na specyficznie
„pachnącego” menela lub spragnionego miłośnika promili, to nie wyobrażam sobie
powrotu do dryfowania w morzu wolno poruszających się samochodów.
A więc raz jeszcze powtarzam… Ludzie, przesiądźcie się na rowery!
Nie widać jeszcze
wielkich konstrukcji…
... ale korki tak.