Marcowa rozgrzewka
Wbrew powiedzeniu, że nie ma złej pogody, to właśnie
nieprzewidywalne zjawiska pogodowe pokrzyżowały moje rowerowe plany. Nie
widziałem nic ekscytującego w wieczornej walce z deszczem, śniegiem, błotem i
wiatrem. Wziąłem więc trzydniowy urlop od roweru, ale nie oddałem się błogiemu
lenistwu, lecz rzuciłem w wir pracy, bo tak już mam, że spokojnie, bezczynnie,
na jednym miejscu usiedzieć nie potrafię. Obawiam się wręcz, że należę do
ludzi, którzy żyją dopóty, dopóki mają coś do roboty, a bezczynność ich zabija.
Z punktu widzenia ZUS’u (Zakładu Utylizacji Składek), ktoś taki jest wymarzonym
gatunkiem obywatela, bo istnieje duża szansa, że po przejściu na emeryturę,
szybko przestanie pobierać świadczenia…
Dzisiaj nareszcie było pogodnie, więc nie tracąc
czasu, tuż po szesnastej wyruszyłem na trasę. Poruszałem się głównie w granicach
administracyjnych Krakowa. A więc po sobotniej odskoczni w cudowne małopolskie krajobrazy,
znów wróciłem do szarości dnia powszedniego. To jednak niebawem się zmieni. Dni
są przecież wyraźnie dłuższe, a wiatr przynosi pierwsze zapachy wiosny.