Chłód wieczoru
Chciałoby się napisać, że zima przypomniała o sobie, ale jakaż to
zima, jeśli pod koniec lutego temperatura wciąż utrzymuje się po dobrej strony
mocy? Co prawda, siedząc w pracy, widziałem dzisiaj pogodowy kalejdoskop, czyli
gwałtowne przejścia z jednej skrajności w drugą, od czystego nieba po śnieżycę
i z powrotem, lecz gdy wracałem do domu, po śniegu pozostało już tylko wspomnienie.
Był to wystarczający powód, aby po naprędce zaimprowizowanym obiedzie wskoczyć
na rower.
Odczuwalna temperatura była wyraźnie niższa od tej, którą
wskazywał termometr. Inna sprawa, że z wiekiem maleje odporność na niską
temperaturę, co wcale mi się nie podoba. Pojawia się także efekt uboczny pozbycia
się nadmiarowych kilogramów. Co by nie mówić, tłuszczyk rozgrzewał. Jednak nie
narzekam, bo biorąc pod uwagę, że jest luty, można powiedzieć, że mamy upały.
Zawitałem dzisiaj między innymi do Witkowic i Zielonek,
a potem do Rząski i Balic. Trasa, dość banalna, była jednak mocno pagórkowata,
co w kontekście chłodnego wieczoru było czymś pozytywnym, bo wymuszało solidną
pracę, która zgodnie z prawidłami fizyki, częściowo zamieniała się w ciepło.
Mogłem więc zaliczyć kolejne kilkadziesiąt kilometrów, kolejne kilkaset metrów
przewyższenia i kolejne dwie godziny ucieczki w alternatywną rzeczywistość
rowerowego świata.