atoboS
Wybierając się na dzisiejszą przejażdżkę zauważyłem, że pewne
trasy pokonuję zawsze w tę samą stronę. Ot, na przykład taka mała eskapada
przez Kosocice, Swoszowice i Lusinę do Libertowa, a potem zjazd do Skawiny i
powrót przez Tyniec do Krakowa. A dlaczegóż by nie spróbować pojechać dokładnie
na odwrót? Czyżbym podświadomie uciekał od konieczności zaliczenia podjazdu we
wsi Brzyczyna, leżącej pomiędzy Skawiną a Libertowem? Nie może być –
powiedziałem sam do siebie i ruszyłem w drogę. Daruję sobie dokładny opis,
skupiając się jedynie na wzmiankowanym podjeździe, który, choć ma niecały
kilometr, jest nadzwyczaj treściwy. Średnie nachylenie ponad 9%, a maksymalne
ponad 12%, zmuszają do solidnej pracy, dając w zamian satysfakcję i radochę.
Oczywiście przy założeniu, że na szczyt wzniesienia nie dotrzemy w odmiennym
stanie świadomości, łapczywie chłonąc życiodajny tlen i zadając sobie pytania w
stylu: gdzie jestem i co tutaj robię. Ja na szczęście nie miałem takich doznań,
co bardzo mnie ucieszyło, bo jeszcze na początku przejażdżki czułem przedziwny
i niepokojący zarazem brak energii. No, a gdy już dotarłem do Libertowa, to cała
reszta była fraszką…
A tytuł wpisu? Dzisiaj wszystko było na odwrót, a więc
tytuł też.