Na nowych oponach
Wspominałem już, że opony, z których dotychczas korzystałem w
Ridleyu X-Bow, czyli Maxxis Overdrive Excel, nadają się wyłącznie do jazdy
figurowej po śniegu. Ich jedyną zaletą była „pancerność”, którą i tak udało mi
się pokonać przy pomocy zwykłej, małej agrafki. Zmywając wczoraj z roweru tonę
błota i soli, postanowiłem, że nadszedł czas, aby wymienić je na coś bardziej
pasującego do zimowych warunków. W ten oto sposób na moich obręczach pojawiły
się Continentale Cyclocross Speed, czyli typowo przełajowe opony, z dość gęstym
bieżnikiem, a przy tym podejrzanie lekkie, co mogłoby sugerować, że do mistrzów
wytrzymałości nie należą. Do opon „śniegowych” też bym ich nie zaliczył, ale w
porównaniu ze swoimi poprzedniczkami, dawały nadzieję, że to ja będę kontrolował
rower, a nie on mnie.
Lekki mróz przywitał mnie, gdy idealnie czystym rowerem wybierałem
się na dzisiejszą przejażdżkę. Mróz sprawił, że drogi były suche, co dawało
nadzieję, że następne mycie roweru będzie mogło zostać odłożone w czasie. Specjalnie
wybrałem taką trasę, na której spodziewałem się spotkać zaśnieżone odcinki,
gdzie mógłbym przetestować słuszność wyboru ogumienia. Pojechałem więc w
kierunku ulicy Mirowskiej, ale zanim dotarłem do jakichkolwiek zaśnieżonych dróg,
ze zdziwieniem zauważyłem, że nowe opony, jakkolwiek nieco szersze niż
poprzednie, mają niższe opory toczenia. Pomimo przeciwnego wiatru, jechałem
szybciej niż zwykle. No a potem dotarłem do ścieżki rowerowej na północnych wałach
wiślanych. Biel po horyzont. Zmrożony śnieg. Idealne warunki do testów. Full-gas?
Nie do końca, bo śnieg ograniczył moje prędkościowe zapędy, stawiając słuszny
opór. Mimo to spokojnie trzymałem kierunek jazdy, chociaż rower od czasu do
czasu potrafił lekko zatańczyć na nierównej, zaśnieżonej, śliskiej nawierzchni.
Było jednak o całe niebo lepiej, niż wcześniej, co upoważnia mnie do
stwierdzenia, że opony są ok.
Przejechałem na drugi brzeg Wisły, kończąc śnieżny
test, bo droga po przeciwnej stronie była prawie w całości odśnieżona. Ku mojej
nieskrywanej radości, do domu wróciłem na czystym rowerze – ostatnie mycie nie
okazało się syzyfową pracą.