Wśród płatków śniegu
W Małopolsce rozpoczęły się właśnie ferie zimowe. Z tej okazji
pozwoliłem sobie wziąć kilka dni urlopu, aby nieco więcej czasu spędzić z moimi
dzieciakami, o ile dzieciakami można nazwać studentkę i ucznia gimnazjum. To
oczywiście ma swoje plusy, bo dzieci w tym wieku są całkowicie
samowystarczalne, a więc jest czas, aby… wyskoczyć na rower.
Wstałem dość wcześnie. Biel za oknem nie wystraszyła
mnie. Kilka stopni mrozu też nie robiło wrażenia, zwłaszcza, że świeciło
słońce. Szybko przygotowałem się do wyjścia i wkrótce byłem gotowy na kolejną
zimową wycieczkę. Rozpocząłem ją od rozgrzewki w okolicach domu, a potem
pojechałem w stronę Wieliczki, by ostatecznie zjechać do Kokotowa. Stamtąd
dotarłem do Brzegów. Jechałem wśród pól, które wkrótce będą miejscem Światowych
Dni Młodzieży. Cała okolica, niegdyś zaniedbana i zapomniana, wygląda dzisiaj
zupełnie inaczej, chociaż zimowy krajobraz nie pozwala w pełni docenić skali
transformacji. Potem skręciłem w stronę Krakowa, przejechałem przez Rybitwy,
dotarłem w okolice Centrum Kongresowego, skąd pojechałem do ulicy Kapelanka.
Chociaż słońce skryło się już za chmurami, było relatywnie ciepło. Od czasu do
czasu prószył drobny śnieg, który nie przeszkadzał w jeździe. Nie zamierzałem psuć
sobie zabawy, więc pojechałem w stronę ulicy Zawiłej, przejechałem obok osiedla
Kliny, a później skierowałem się do Swoszowic. Później był tradycyjny podjazd
na ulicy Sawiczewskich. I na tym zamierzałem zakończyć, ale czułem jeszcze
niedosyt, więc pojechałem do Wieliczki. Po drodze zaczął sypać gęsty śnieg,
który – oczywista oczywistość – tym mocniej szczypał mnie w twarz, im szybciej
jechałem. Dałem jednak radę. Z Wieliczki wyjechałem ulicą Czarnochowską i do
domu wróciłem tą samą drogą, którą go opuszczałem dwie godziny wcześniej.