Szarość raz jeszcze
Widząc słońce ze oknem,
byłem w stanie uwierzyć, że prognoza pogody nie sprawdzi się. Miało przecież
padać i w ogóle być mało sympatycznie. Cieszyłem się więc, że zanosi się na
pogodną przejażdżkę. Ale nic z tego. Błękitne niebo towarzyszyło mi w czasie, w
którym pracowałem, ale gdy tylko wyłączyłem komputer, niebo zasnuło się
ciemnymi chmurami i wszystko wróciło do ponurej normy. Popołudniową przejażdżkę
rozpoczynałem więc w szarości. Jej trasa znów wiodła przez miasto. Było mokro i
mglisto. Mój rower, jeszcze przedwczoraj czysty, szybko pokrył się brunatnym
nalotem. Piach wgryza się wszędzie, osiada na tarczach hamulcowych, zagłębia w
ogniwa łańcucha, pokrywa tryby i zębatki. Trudno jest dbać o sprzęt w takich
warunkach, bo efekty każdego mycia nikną bardzo szybko, przywołując skojarzenia
z mitologicznym Syzyfem. Niecierpliwie wyczekuję wiosny…